Każdy Dzień oznacza nowe dwadzieścia cztery godziny. Każdy Dzień sprawia, że wszystko na nowo staje się możliwe. Obojętnie czy żyjesz, czy giniesz, możesz mieć tylko jeden Dzień naraz. Czasem słońce zachodzi wcześniej. Nie ma Dnia, który trwałby wiecznie.

września 26, 2015

Rozdział 18

Gdy się budzę, słońce dopiero wschodzi. Pozostali są pogrążeni w głębszym lub lżejszym śnie. Wstaję cicho i wchodzę do lasu przy jeziorze.
Początkowo gdy już rozprostowałem nogi chcę zawrócić ale coś mi mówi, żeby iść dalej. Przechodzę obok starego drzewa a potem schodzę z ścieżki. Włóczę się po lesie przez chwilę i wracam na ścieżkę która skręca. Za zakrętem słyszę szum wody. Skręcam i dochodzę do wodospadu. Drogę na druga stronę przecina mi rzeka ale ścieżka prowadzi w dół rzeki jakby czekał na mnie most. I po kilku chwilach moim oczom ukazuje się most.
Rzeka w tym miejscu płynie bardzo spokojnie. Gałęzie drzew uginają się wokół niego tworząc zieloną kopułę. Do poręczy jest przypiętych wiele kłódek z inicjałami zakochanych par, a ci którzy nie mieli kłódki pomazali mazakiem poręcz. Na mości ktoś stoi. Nie jest to dziewczyna z mojego snu.
***
-Sernik- cedzę gdy staję naprzeciwko niego.
-Witaj Daniel- odpowiada spokojnie.
-Dlaczego?
-Dlaczego co?
-Dlaczego zabiłeś Alice? Willow? I tylu innych ludzi?
-Alice... Nie chciałem jej zabić. Ale jakoś tak wyszło. Gdy jeszcze grałem w tą gierkę ze skrytobójcami, miała nikomu nie mówić, że jest jednym z nich. Ale to powiedziała. Willow... Odkryła kim jestem i nie dała mi rozpocząć nowej rundy. Więc wywaliłem ją z gry.
-Dlaczego już się nie ukrywasz?
-Znudziło mi się to. Poza tym... Masz coś, co jest moje.
Moja ręka wędruje do klucza na szyki ale on tylko kręci głową.
-Podczas jednej z operacji przypadkiem wszczepiono ci coś, co chciałbym odzyskać.
-Co to jest?
-Nie powiem. Musisz tylko poddać się jednej małej operacji a raz na zawsze zostawię ciebie i kogo tam będziesz chciał.
-Nie. Masz mi powiedzieć co to jest.
Sernik wyciąga broń. Cholera.
-Mogę cię zabić. Wciąż będzie działać. Będzie uszkodzone ale będzie działać.
-To zabij. Proszę. Strzelaj. Nie mam nic do stracenia. Eden jest z Tess, świetnie sobie radzą. Moi znajomi też sobie poradzą beze mnie. Naciśnij na spust.
I tak właśnie robi. Może jego cyborgi świetnie strzelają, ale nie on. Ręka mu się chwieje. Kula ląduje przy moim obojczyku.
Upadam. Sernik pochyla się nade mną. Wykopuję mu broń z dłoni a potem uderzam jego głową w most. Okładam go przez chwilę. Gdy na sekundę próbuję zaczerpnąć oddechu, on wykorzystuje okazję i podciąga mnie do góry a następnie z całej siły ciska mną o most.
Przez chwilę się bijemy aż dociera do mnie, że właściwie tylko ja biję. Spoglądam na Sernika. Nie rusza się. Sprawdzam puls. Nie oddycha. Zdecydowanie nie żyje.
Spoglądam na swoje dłonie. Są całe we krwi. Nie mojej- krwi Sernika. Zabiłem go.
Próbuje wytrzeć krew ale nie mogę. Wycieram mocniej ale tak już chyba musi być- już zawsze będę mieć jego krew na dłoniach. Niektórzy ludzie zabijają z słusznych powodów.
Chyba.
Lecz zanim zacznę rozważać prawdziwość tej tezy świat zaczyna się robić czarny. Na moście jest też moja krew. Dotykam postrzelonego miejsca. Krew jest ciemna, tak ciemna, że nigdy nie uznałbym ją za krew. Cieknie po moim ciele zdecydowanie i pewnie. Nie przestaje.
Przypomina mi się to, co powiedziałem wcześniej.
Chciałbym mieć kogoś, dla kogo bym teraz umierał. Ktoś, w czyich ramionach mógłbym spokojnie umrzeć. Może ktoś taki jest. Wciąż jest ogromna luka w mojej pamięci.
Czy jest ktoś, kto mógłby teraz mnie do siebie przytulić i wrzeszczeć, że nie mogę umrzeć?
Chciałbym aby tak było.
Może tak jest.
Zanim świat robi się całkiem czarny i cichy pojawia się przede mną twarz, którą dobrze znam. Czy jest taka osoba?
Tak, jest.
-June Iparis- wymawiam jej imię.