-June!- wykrzyknął do dziewczyny-Myślałem, że Daniel nigdy się nie obudzi! To chyba najlepszy dzień w moim życiu!
-Cześć, Eden. Usiądź- wskazała mu dłonią miejsce obok.- Musimy porozmawiać.
-O co chodzi?- Spytał siadając.
-Chodzi o Twojego brata. Zakazuję ci mówić o mnie w jego towarzystwie.
-June, to kiepski żart.
-Day mnie nie pamięta- wyrzuciła z siebie a w jej brązowych oczach pojawiły się łzy.
-Ale... Możesz mu o sobie przypomnieć?
-Mogę ale nie chcę tego robić. Tak będzie lepiej. Wiem, że swoją obecnością ciągle bym go krzywdziła. Zbyt wiele przez mnie stracił.
-Z czasem na pewno by to minęło...
Dziewczyna zamyśliła się. Po chwili powiedziała ledwie słyszalnym szeptem:
-Po ranie zostaje zawsze blizna... Blizna w przeciwieństwie do rany zostaje na zawsze... A każda blizna przypomina o ranie jaką nam zadano...
-Jednak nie czuje się bólu, nie?- chłopczyk spojrzał na nią błagalnym wzrokiem- Daniel cię kocha...
-Przykro mi, Eden. Znałam Day'a. Daniela nie. To Day mnie kochał. Nie Daniel.
Zapanowała cisza. Nagle dziewczyna wstała:
-Bądźcie szczęśliwi. Gdziekolwiek będziecie i cokolwiek się z wam będzie dziać. Myślę, że powinieneś iść przywitać się z Day'em... To znaczy z Danielem.
-Co chcesz zrobić?
-Zacząć od nowa?- Dziewczyna wzruszyła ramionami.- Najlepiej byłoby zapomnieć. Ale są rzeczy o których nie można zapominać.
~^~
Nie wiem kim ona jest. Jednak mam wrażenie, że skądś ją znam. Może ze snu. Taak, to musiał być jakiś cholerny sen. Kiedy wyszła spoglądam w sufit. Przywołuję w pamięci jej twarz. Była smutna. Ciekawe czemu? Straciła kogoś bliskiego podczas wojny? A może chciała mojej śmierci i zdołował ją fakt, że żyję?
Nie miałem zbyt wiele czasu na tworzenie przeróżnych teorii na jej temat bo do mojego pokoju wszedł Eden. Zaśmiałem się na jego widok.
-DANIEL!- krzyknął i mocno mnie przytulił.-Cieszę się, że żyjesz!
-Ekhem... Jeśli mnie nie puścisz, to prawdopodobnie znowu będzie mnie czekać śmierć.
-Przepraszam- powiedział puszczając mnie.- Ale przez jakieś pół roku byłeś w śpiączce. Wiesz... Trochę się stęskniłem.
Śmieję się po raz kolejny- Ja też się cieszę, że żyję. Jak skończyła się wojna?
-Pomogła nam Antarktyda. Podpisano sojusz... I ogólnie... Jest dobrze!
-A jak spędziłeś czas, gdy ja leżałem w szpitalu?
-Przychodziłem do ciebie prawie codziennie. Lucy się mną zajmowała.
-Lucy?
-Em... To nasza opiekunka... A czasem odwiedzała mnie też Ju... jakaś kobieta wysłana przez Elektora. Polubiłem ją. Jest bardzo miła.
-Kogo?
-Tę kobietę.
-Jak ma na imię?
-Jun... Jennifer.
-Jun...?
-Em... To nazwisko.
Spojrzałem na niego zamyślony. Kłamał. Ale nie potrafiłem rozgryźć, co chce ukryć.
-Może... Może wracamy do domu?- Zaproponował po chwili niepewnym tonem mój brat.
-Do domu... Jasne. Jestem wykończony! Muszę się przespać- odparłem ziewając.
-Przespać?! Spałeś jakieś pół roku!
-Tak! Jak myślisz, czy jeśli prześpię kolejne pół roku przestaniesz być taki zgryźliwy?
-Tak.
-Serio? No to na co ja jeszcze czekam!- Opadłem na poduszkę i udawałem, że śpię. Przez pół przymknięte powieki widziałem Edena który trząsł się ze śmiechu.
Zapomniałem już całkowicie o tej dziewczynie. Teraz liczył się tylko Eden. Wreszcie będziemy mogli normalnie żyć. Będziemy mogli być w końcu rodziną.