Każdy Dzień oznacza nowe dwadzieścia cztery godziny. Każdy Dzień sprawia, że wszystko na nowo staje się możliwe. Obojętnie czy żyjesz, czy giniesz, możesz mieć tylko jeden Dzień naraz. Czasem słońce zachodzi wcześniej. Nie ma Dnia, który trwałby wiecznie.

grudnia 31, 2015

Rozdział 38

O dziwo, June nie ma nic przeciwko.
-Ale masz dzwonić- mówi mi w Sylwestra.- I przyjeżdżać na weekend. Okay?
-Okay.
***
Gdy tylko wsiadam do samolotu zaczynam tęsknić za June, Metiasem i Johnem oraz Alex. Jutro przychodzi do nich Lucy.
W chwili gdy moja stopa stanęła na pokładzie podchodzi do mnie jakaś kobieta i prowadzi do jakiegoś pomieszczenia. W środku są dwie osoby: jakiś mężczyzna zgolony na łyso i...
-Pasco?! Co ty tutaj robisz?
-Mógłbym cię spytać o to samo- odpowiada z uśmiechem. 
- Antarktyda 2.0?
Pasco kiwa głową i wskazuje na faceta obok:
-To jest Will. 
-Jestem Da...
-Wiem kim jesteś- przerywa mi i się uśmiecha. 
-Hej, Will- odzywa się Pasco siadając.- Zapomnij, za wysokie progi. Ja też próbowałem a jestem zajebiście fajny, więc ty tym bardziej nie masz szans. Poza tym... Jak twoja żona, June?
-Mamy dwójkę dzieci. 
-Och, super. Jak się nazywają? Pasco1 i Pasco2? 
-Nie... John i Metias.  
-Och. W każdym razie, gratulacje. 
-Dzięki. 
***
-Witajcie moi drodzy- wita się z nami profesor Faye na lotnisku.- Ten projekt jest ściśle tajny. W chwili gdy wejdziecie do bazy zostaniecie odcięci od świata. Gdy skończymy pracę i bedziecie mogli opuścić bazę, będziecie musieli złorzyć przysięgę. Musicie mi również oddać swoje telefony. 
-Zaraz, nie będę mógł dzwonić do June?
-Raz na jakiś czas pod okiem ochrony będziesz mógł z nią rozmawiać.
-Ale dlaczego?
-Bo Antarktyda 2.0 jest projektem tajnym. Nikt nie może wiedzieć nad czym pracujemy. 


Krótki rozdział ale może coś jeszcze napiszę dzisiaj albo już jutro :)
Do siego roku!
Życzę abyście poznali kogoś kto będzie Was kochać tak mocno jak Day June
Spełnienia wszystkich marzeń
I wytrwałości w postanowieniach noworocznych!
Chodźcie w świetle, czytajcie i polecajcie ludziom trylogię "Legenda" (i "The Young Elites" naszej kochanej Marie Lu!) i zostawiajcie komentarze

grudnia 30, 2015

Rozdział 37


Kiedy już ochłonąłem ruszyłem za June. Oczywiście wiedziałem gdzie poszła.
Ujrzałem ją pośród gruzów. Płakała.
Podszedłem do niej i mocno przytuliłem. Poczułem jak się uspokaja, jak łzy znikają z jej oczu.
-Daniel?
-Mhm?
-Zabierz mnie do domu.
***
Nasi synowie urodzili się w Wigilię. John urodził się jako pierwszy o 21:15 a Metias o 21:36.
Byli niemal identyczni. Jasne włosy, duże, niebieskie oczy.
*** 
-John, nie gryź brata!...
Schodzę na parter do kuchni by zrobić sobie kawy. Kilka godzin snu przez kilka tygodni to za mało.
-Dzień dobry- mówię beznamiętnie uruchamiając ekspres.
-Bardzo dobry- odpowiada June.
Zaglądam do pokoju w którym jest z dziećmi. Metias i John bawią się na dywanie a June składa pranie. Przeskakując przez wszystkie zabawki porozrzucane na podłodze docieram do chłopaków.
-Cześć John. Cześć, Metias.
John nie przestaje się bawić klockami ale Metias unosi głowę i się śmieje.
John i Metias są jedynymi istotami w tym domu które się wysypiają. No może jeszcze Alex.
Statystyczny człowiek potrzebuje osiem godzin snu. Od kilku miesięcy spałem najwyżej cztery godziny. Rekord June to trzy.
June usiadła obok Metiasa. Próbuję znaleźć na jej twarzy ślady nieprzespanej ale wszystko maskuje szeroki uśmiech.
-Daniel?- Pyta po chwili.
-Hm?
-Dzwonił ten facet z Antarktydy.
-Jaki facet?
-Profesor Faye czy jakoś tak. Masz się do niego odezwać w ciągu najbliższych dni.
Kurde. Zapomniałem o nim.
-Mówił może czego chce?
-Nie, masz tylko do niego zadzwonić. Mówił, że to pilne.
-Dobra. Dzięki.
Zapadła cisza którą szybko skończyłem:
-June... Ja...
Nie mogłem skończyć bo Alex zaczęła szczekać i ktoś zadzwonił do drzwi.
-Ja otworzę- zwróciłem się do June i podeszłem do drzwi. Uchyliłem je lekko i zobaczyłem Tess i Edena.
-Co wy tutaj robicie?!
-Ciebie też miło widzieć, braciszku- Eden wyszczerzył do mnie zęby.
-Eden, Tess?- Słyszę głos June.
June podeszła do mnie i razem spojrzeliśmy na naszych gości.
-Wpuścicie nas?
-To zależy- zaczyna June. O, nie. Znam ten ton głosu.
-Będziemy się opiekować Metiasem i Johnem dzisiaj i jutro więc będziecie mieli wolny wieczór?- Proponuje Tess.
Spoglądam na June.
-Kusząca propozycja. Co robimy?
-Wchodźcie.
***
-Daniel? Co robimy?- Pytam go gdy w końcu wychodzimy z domu. Nie do końca ufam Tess i Edenowi ale Daniel im ufa. A ja ufam Danielowi. 
-Zawiążę ci oczy- mówi wyciągając czarną chustkę. Chcę protestować ale nie znajduję siły na kłótnię.- Będziesz zachwycona- słyszę jego głos.
Daniel bierze mnie za rękę i prowadzi. Po kilku minutach wchodzimy do jakiegoś budynku. Daniel każe mi zaczekać G miejscu i puszcza moją dłoń. Nie wiem gdzie jesteśmy. Słyszę chyba windę. Po chwili Daniel wraca i bierze mnie na ręce.
-Będą schody- ostrzega. 
Po schodach skręcamy w lewo. Daniel otwiera jakieś drzwi i stawia mnie na ziemi. Ściąga mi chustkę. Pokój w hotelu.
-Zarezerowałeś pokój?- Pytam Daniela.- Myślałam, że idziemy na spacer czy coś...
-Nie podoba ci się? Możemy spacerować całą noc ale osobiście to chyba wolę iść spać. 
Przez chwilę się w siebie wpatrujemy w ciszy a potem wybucham śmiechem i go całuję. 

***
Gdy June zasypia dzwonię do profesora Faye. Odbiera natychmiast. 
-Dobry wieczór, Daniel- słyszę jego głos troskliwego dziadka.
-Profesorze. 
-A więc... Mam nadzieję, że pamiętasz nasz projekt Antarktyda 2.0.
-Tak, oczywiście.
-Cóż... To już nie jest projekt. Za miesiąc zaczynamy testy. Wszystko jest już gotowe. Potrzebujemy jeszcze kilku ludzi i zgód... No i potrzebujemy ciebie. Daniel, czy wciąż jesteś zainteresowany moją ofertą?
Spoglądam na June która spokojnie śpi. Wiele się zmieniło od złożenia mi tej oferty.
-Za miesiąc startujemy?- Upewniam się.
-Tak, wraz z rozpoczęciem nowego roku. Więc... Daniel... Twoja decyzja?
-Proszę mi mówić Day.


Ten rozdział jest tak beznadziejny, że aż mi się przysnęło jak go pisałam... xD
W każdym razie mam nadzieję, że się podoba
Chodźcie w świetle, czytajcie i polecajcie ludziom trylogię "Legenda" (i "The Young Elites" naszej kochanej Marie Lu!) i zostawiajcie komentarze
PS. Damy radę 4000 do Nowego Roku?  

grudnia 24, 2015

Rozdział 36

-Okay- mówię do June wchodząc do salonu Edena i Tess.
June siedzi na kanapie i czyta jakąś książkę. Jest w siódmym miesiącu ciąży. Kilka tygodni temu dowiedzieliśmy się, że będziemy mieć bliźniaki. No, hm, cóż... Chyba rzeczywiście bliźniaki.
-O, cześć Daniel- odkłada książkę na mój widok.
-No, cześć.
Zapada cisza. Nie wiem jak jej to powiedzieć.
Na działce na której kiedyś był dom moich rodziców rozpoczęła się budowa domu. Nie powiedziałem o tym June bo chciałem aby to była niespodzianka. Nasze stare mieszkanie zostało zrównane z ziemią. Poza tym byłoby za małe dla chłopców. A June całkiem spodobało się życie na Antarktydzie. No i nie wiem czy chce wracać do innego miejsca niż jej stare mieszkanie. Przeprowadziła się tam z Metiasem po śmierci rodziców. I nigdy by go nie zamieniła bo żył tam duch Metiasa oraz były tam wszystkie pamiątki po jej bracie. Tak więc przeprowadzka nigdy, przenigdy nie wchodziła w grę.
Więc po prostu podałem jej bilety.
-Czemu wracamy do LA?- Pyta.
-Bo to nasz dom...
-Mhm, może, ale teraz mieszkamy tutaj.
-Nie możemy tutaj mieszkać zawsze. Wracamy do domu.
-Nasz dom nie istnieje. Został zrównany z ziemią.
-Mamy nowy dom.
-Dom? Nie ma miejsca które mogę nazwać domem.
***
Ale po wielu godzinach w końcu udało mi się ją namówić. Całą podróż panowała cisza. June była na mnie wściekła i wiedziałem, że grozi mi śmierć nawet za zbyt głośne oddychanie. Zaparkowałem na podjeździe.
W miejscu tej starej rudery stoi teraz drewniany piętrowy domek z werandą i huśtawką. Za domem znajduje się ogród.
-Chodź, Alex- zawołała June naszego psa wchodząc do środka.
Drzwi wejściowe prowadziły do salonu z kominkiem który wciąż wymagał umeblowania. Obok znajdowała się kuchnia i jadalnia. Obok schodów na piętro znajdowała się biblioteka i gabinet. W bibliotece były schody do piwnicy. W piwnicy był magazyn na różne graty i siłownia.  Na piętrze cztery sypialnie i dwie łazienki. Większość wymagała jeszcze umeblowania ale było dobrze.
-I?
-Idź mi z tym- odpowiada z grymasem i zaczyna schodzić po schodach. Łapię ją za rękę.
-Daniel.
-June. Powiedz mi w takim razie jaki ty masz pomysł.
-Mój pomysł? Kupić mieszkanie w Ross City. Fantastyczny pomysł.
-Ale...
-Nie- wyrywa mi się.- Ja wracam. Ty rób co chcesz. Nie zależy mi.
I nim zdążę zaprotestować wychodzi nie zapominając trzasnąć drzwiami.
***
Idę najszybciej jak pozwalają mi na to chłopcy. Chodzenie w normalnym tempie wydaje się być trudne a co dopiero szybkie wychodzenie i trzaśnięcie drzwiami. Idę w tym tempie przez kilka ulic póki nie jestem pewna, że Daniel za mną nie poszedł. Zwalniam, opieram się o ścianę i próbuję złapać oddech. 
Czuję jak łzy napływają mi do oczu. Nie, nie, proszę nie. 
Idę dalej bo wiem, że jak będę tak stać to zacznę płakać. Idę do sektora Ruby. Do domu. 
Jedyne co zostało to gruzy, gruzy, gruzy i gruzy. Nikt tu nie wrócił by to posprzątać. Nikt nie buduje nic od nowa. Gdzieś w tych gruzach leży Metias. Wszystkie pamiątki po nim schowałam do pudła i wsunęłam je pod łóżko. Gdy nikt nie patrzył lubiłam wyciągać różne rzeczy i udawać, że to Metias. Czasem zakładałam jego bluzy. Teraz to wszystko gdzieś odeszło. 
Moja dusza to wrak który powoli zaczyna opadać na dno. 
Nigdy nie chciałam mieć dzieci, nigdy. Bo wtedy kiedyś musiałabym je opuścić i złamać im serce, tak jak to zrobili moi rodzice. 
Wpuszczenie Daniela do mojego życia było błędem. 
"Nie zależy mi"
Słone łzy płyną po moich policzkach. 
Ależ zależy mi.
Kocham Daniela. Podoba mi się nasz nowy dom. Będziemy mieć dwójkę chłopców. 
Z mojego gardła wydobywa się wrzask.
To właśnie jest miłość: konsekwencje. Gdy kogosz pokochasz to zacznie ci zależeć. 
Daniel musiał zapomnieć, żeby mi wybaczyć.
Ja też chcę zapomnieć. Chcę zapomnieć, że Republika była paskudnym krajem która pozbyła mnie rodziny i zmuszała do robienia strasznych rzeczy. Chcę zapomnieć o wszystkich ludziach którzy musieli zginąć. Chcę zapomnieć jak się oddycha. 
I wtedy zaczynam beczeć, bo tak naprawdę nie chcę. 
Wrak którym jest moje serce właśnie dotknął dna. 
Płaczę, bo wszystko jest do dupy.
Płaczę, bo słońce zawsze wschodzi nastepnego dnia. 
Mam nadzieję, że i tym razem nastanie świt.



Wesołych Świąt! Jeśli obchodzicie. A jeśli nie: Wesołego wolnego od szkoły! 

Dobra, mam nadzieję, że wszyscy kochacie święta tak samo jak ja. Co znaleźliście pod choinką? Książkowo, fandomowo? Wybieracie się na pasterkę?

 Chodźcie w świetle, czytajcie i polecajcie ludziom trylogię "Legenda" (i "The Young Elites" naszej kochanej Marie Lu!) i zostawiajcie komentarze ♥

(Czy będziecie tacy super i do końca roku będzie 4000 wyświetleń? Xoxo )

grudnia 20, 2015

Rozdział 35


Właściwie to po kilkunastu dniach jest już po wszystkim. Zaatakowała nas grupa zbrojnych rebeliantów z Unii Europejskiej (chociaż trudno tu mówić o Unii bo Europa jest bliska upadkowi).
Jednak zniszczenia są ogromne.  Większość LA to gruzy. Trudno znaleźć budynek któr pozostał w nienaruszonym stanie. Część ludzi się uratowała, reszta została zmieszana z gruzami.
Muszę znaleźć June. Nie mam pojęcia gdzie jest i jaki jest jej stan. Muszę też znaleźć Alex, ale o nią nie martwię się aż tak- to sprytny i wytrzymały pies, pewnie uczepiła się jakiś ratowników i pomaga wyciągać ludzi.
Słońce szykuje się do zachodu gdy podbiega do mnie jakiś nastolatek.
-Jesteś Day, prawda?- Pyta.
-Tak, o co chodzi?
-Ktoś cię szuka.
Chłopiec prowdzi mnie do Batalla. Przy jednym z namiotów czeka na mnie Eden.
-Eden! Co ty tu robisz?
-June jest z Tess na Antarktydzie.
***
Szukając June Tess natknęła się na Alex. I to Alex znalazła June. Podobno Tess doatarła do niej w ostatniej chwili. Obecnie jest w jednym z szpitali w Ross City. Jej stan się powoli polepsza.

Lądujemy po klku godzinach. Eden sugeruje żebyśmy najpierw pojechali odpocząć ale zmuszam go by jechał prosto do szpitala.
***
-I jak?- Pytam Tess która własnie wyszła ze swojego gabinetu. Od godziny obserwuję śpiącą June przez szybę a Tess od godziny zakazuje mi tam wejść.
-Odpuść Day, nie teraz.
-Ale...
-Nie.
-Dobra. Jaki jest jej stan?
-Mogłabym użyć wielu fachowych pojęć których i tak byś nigdy nie zrozumiał ale skrócę to do minimum: jest lepiej.
-I tyle?
-Tyle- odpowiada i próbuje odejść ale łapię ją za ramię.
-Tess...
-Teraz nie mogę Day. Takie są przepisy ale poczekaj godzinę to załatwię ci przepustkę.
***
Więc czekam godzinę. I dokładnie po godzinie idzie w moim kierunku Tess i daje pozwolenie.
-Masz piętnaście minut. Tylko na tyle ci pozwolono.
Uśmiecham się do niej i wchodzę do pokoju June. Spuszczam roletę. Trochę prywatności.
Siadam na krześle obok jej łóżka.
June leży i oddycha gładko. Jej skóra ma już normalną barwę. Przez pięć minut patrzę jak śpi. Po pięciu minutach coś psuje spokój na jej twarzy więc jedną ręką gładzę ją po czole a drugą ujmuję jej dłoń chcąc przywrócić spokój na jej twarzy. Ale pod wpływem mojego dotyku June się budzi.
-Daniel?- Pyta słabo unosząc się lekko.
Nie odzywam się tylko mocno ją przytulam.
-Przepraszam, że cię zostawiłem. Chciałam wrócić. Przez cały czas myślałem tylko o tobie i czy w ogóle jeszcze żyjesz. Nie wybaczyłbym sobie gdybyś umarła tak. Sama na dole bez mnie. June tak bardzo...
-Cii- przerywa mi wtulając się w moje objęcia.
-Kocham cię- mówię całując ją w czubek głowy.
-Ja też cię kocham.
***
-Daniel?
-Hm?
-Ile masz jeszcze czasu?
-Dwie minuty.
-Okay- June siada na łóżku i wpatruje się we mnie.- Musimy porozmawiać.
-O?- Pytam starając się ignorować to jak mocno bije moje serce.
-No więc...
-Więc?
-Hmjestemwciaży.
-Co?
-Jestem w ciąży i będziesz tatą.
Przez chwilę panuje całkowita cisza a potem zaczynam się śmiać. Nie wiem dlaczego ale się śmieję. Cały pokój wypełnia mój donośny śmiech.
-Dlaczego po prostu nie zabili cię na froncie?- Pyta June unoszcąc oczy ku niebu.
Siadam obok niej i mocno ją przytulam wciąż się śmiejąc.
-Ale naprawdę?
-Mhm, naprawdę.
-Nie mogę się doczekać.
-Cóż, musisz poczekać jeszcze 7 miesięcy.
-7 miesięcy poczekam.



Przepraszam za taką dłuuuuuuuuugą nieobecność. Zepsuł mi się laptop i trochę to trwało zanim pogodziłam się z faktem, że muszę go oddać do naprawy. No ale idą święta więc będzie dużo pisania :D . 
A co do bloga to chciałam to zrobić już kilka rozdziałów wcześniej ale jakoś mi się nie kleiło. No więc... DUNE BĘDZIE MIEĆ DZIECI/DZIECKO, POWTARZAM, DUNE BĘDZIE MIEĆ POTOMSTWO! 
Wybaczcie capslocka ale #OTP 
A bad news jest taki, że mój fanfik jest bliżej końca niż początku... 
Chodźcie w świetle, czytajcie i polecajcie ludziom trylogię "Legenda" (i "The Young Elites" naszej kochanej Marie Lu!) i zostawiajcie komentarze
PS. Wybaczcie mi błędy ale nie mam teraz języka polskiego na laptopie więc tak jakby wszystko mam podkreślone czerwoną falowaną linią xD