Każdy Dzień oznacza nowe dwadzieścia cztery godziny. Każdy Dzień sprawia, że wszystko na nowo staje się możliwe. Obojętnie czy żyjesz, czy giniesz, możesz mieć tylko jeden Dzień naraz. Czasem słońce zachodzi wcześniej. Nie ma Dnia, który trwałby wiecznie.

marca 30, 2016

Rozdział 49


Próbuję tak o tym nie myśleć. Że jego serce już nigdy nie zabije. Nigdy mnie już nie doktnie. Nie pocałuje. Nigdy nie usłyszę jego głosu. Że jego oczy już nigdy nie będę oglądać świata. Że uśmiech na zawsze zniknął z jego twarzy. 
Próbuję o tym myśleć jak o wakacjach, urlopie. Będę sobie żyć przez jakiś okres czasu. Robić to wszystko co każdy normalny człowiek robi. Może kogoś znajdę. 
Nigdy nie znajdę kogoś takiego jak Daniel.
Ale może na tym świecie jest ktoś, z kim będę chociaż w połowie tak szczęśliwa jak z nim. 
A potem ja też umrę i znowu się spotkamy. Znowu mnie dotknie, znowu mnie pocałuje,uśmiechnie się i spojrzy jak nikt inny. 
Lekarze proponują, żebym zobaczyła ciało. 
NIE. Nigdy nie spojrzę na martwe ciało osoby którą kocham. Nie widziałam ciał moich rodziców, nie rozpaczałam po ich śmierci. Widziałam ciało Metiasa i słońce zniknęło za wielką czarną chmurą. Może jak serce nie zobaczy, nie uwierzy i nie pęknie. 

***

-Gdzie jest tata?- Pytają chłopcy. Cholera. 
Wasz tata jest martwy, już nigdy go nie zobaczycie. Lezy tam, możecie wejść i przytulić trupa. 
-Tata musiał wyjechać- kłamię. 
-Znowu?!- Denerwuje się Metias. 
-Kiedy wróci?- Dopytuje John. 
-Cóż, tata musiał wyjechać. Nie chciał ale musiał...
-Zawsze tak mówisz! On nas już nie lubi, prawda?- Krzyczy Metias.
-Nie, to nieprawda. Tata nas kocha. Hej, ja się nigdzie nie wybieram!- Próbuję się uśmiechnąć. Metias odchodzi ze złością, pewnie idzie poszukać Tess i z nią o wszystkim porozmawiać. 
-Mamo, ale przecież mogłaś go powstrzymać- próbuje mnie pouczyć John. Ha, mój własny syn mówi mi jak mam żyć! 
-Wiesz, czasem nie masz na nic wpływu. 
-Dla chcącego nic trudnego! 
-To tylko takie głupie powiedzenie. Są rzeczy których nie potrafimy kontrolować. Nie podlegają nam. Tylko my podlegamy tym rzeczom. Człowiek nie jest władcą wszechświata. 
-To kto jest? 
-Wszechświat sam się sobą rządzi. Wiesz o co mi chodzi? 
-Nie. 
-No, ja też nie wiem. Chodź, idziemy znaleźć Metiasa.

***

Ludzie odchodzą i przychodzą. Poznajemy nowe twarze, inne zapominamy. Kazdego dnia ktoś umiera, by ktoś inny mógł się narodzić. Rodzisz się i umierasz. A w międzyczasie uczysz się żyć.
Zamykam oczy i przyglądam się zachodowi słońca. Nawet najpiękniejszy zachód słońca nigdy nie będzie równie piękny jak poprzedzający go dzień.

Możesz być tysiąc mili ode mnie. Możesz być w innym świecie. Możesz mnie niepamiętać, nie znać mojej twarzy. Możesz mnie nienawidzić za krzywdy które ci wyrządziłam. Ja zawsze będę cię kochać. Nawet jeśli już nigdy się nie zobaczymy. A jeśli jednak się kiedyś spotkamy, w innym świecie, w innych wcieleniach, wśród gwiazd. Będę cię kochać i wtedy. Gdziekolwiek jesteś. Cokolwiek robisz. Z kimkolwiek. Jakkolwiek. Może cię nie być. Śmierc może być tylko śmiercią, wieczną pustką, nigdy nie spotkamy swoich bliźnich, nie znajdziemy się w niebie lub piekle.
Gdziekolwiek jesteś, cokolwiek robisz: będziesz na zawsze ze mną.

Trzymając się tej myśli jak rozbitek na morzu koła ratunkowego wychodzę w mrok ulic Los Angeles.
Opanowałam chodzenie w świetle.
Teraz gdy zostałam tego światła pozbawiona, muszę nauczyć się chodzić w mroku.   

Brawo, ja. 
To był najtrudniejszy rozdział jaki miałam napisać w tym ff. Końcówkę (od "ludzie odchodzą") napisałam już jakiś miesiąc wcześniej. Początek rozdziału poszedł mi ładnie, szybko, słowa same się pisały. Ale po pierwszych gwiazdkach pojawiła się ogormna luka w mojej głowie
Ale... 
Tak oto kończy się ostatni rozdział mojego fanfika. 
OSTATNI ROZDZIAŁ. 
Naprawdę ostatni.
Został tylko epilog. 
Jesteście gotowi? 
 

Chodźcie w świetle 

marca 23, 2016

Rozdział 48

Jest na tym świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami. Nie można go nikomu wytłumaczyć. Nie mogąc przybrać żadnego kształtu, osiada na dnie serca jak śnieg podczas bezwietrznej nocy. ~Haruki Murakami


Nie wiem co stało się potem, ale obudziłem się w szpitalu. Byłem sam ale po chwili do srodka wbiegła June.
-Daniel! Już myślałam, że się nie obudzisz!- Powiedziała ze łzami w oczach i ścisnęła mi dłoń.
-Jak długo tu leżę?
-Tydzień...
Tydzień. Przypomniało mi się co powiedziała mi Tess.
-June... Ja...
-Wiem, Daniel. Wiem.
Spojrzałem jej w oczy. Miałem nadzieję, że również na mnie spojrzy ale tego nie robi. Unika mojego wzroku, patrzy znacznie dalej niż ja. Odcięła się od emocji. Nie widzę na jej twarzy smutku, złości, żalu. Wargi są spokojne. Oczy bez łez. Nie widzę nic.
A potem spoglądam w jej serce i widzę wszystko bardzo dokładnie. Jak rozpada się na dwoje.

***

Kolejne kilka miesięcy mojego życia to operacje, zabiegi. Bóle głowy, gorączka. Sztuczny uśmiech przed Johnem i Metiasem. June która bez żadnych emocji gapi się w okno.
Podczas jednej z jej wizyt spadł śnieg. Święta musiały być już blisko. I stał się prawdziwy cud bożonarodzeniowy. Zamiast spojrzeć się w okno, spojrzała mi prosto w twarz. Mógłbym przysiąść, że przez chwilę coś pojawiło się na jej twarzy; ni to smutek, ni to uśmiech. 
-Masz śnieg we włosach- powiedziałem. 
June się roześmiała i strzepała go. 
-Daniel- powiedziała i znowu spojrzała się w okno. Jestem pewien, że zna już każdy szczegół tego okna oraz każdą dłoń jaka go dotykała. 
-Jestem tutaj, nie za oknem- upomniałem ją niczym małą dziewczynkę.
-Przepraszam... Ja po prostu... Ty...
-... umrę. Wiem. Kiedy? 
-Jak każdy z nas. 
Na chwilę zapadła cisza. Jakie to dziwne uczucie. Przez całe moje życie wiedziałem, że kiedyś umrę. Ale nigdy nie myślałem tak o nikim innym. June. Metias i John. Tess. Eden. Elektor. Pasco. Wszyscy kiedyś umrzemy. 
-Rozmawiałam dziś z lekarzami- zaczęła.- Twój stan się pogorszył...
-W tym roku pod choinkę dostaniesz moje zwłoki, Pchełko. 
-DANIEL!- Wrzeszczy i rzuca się na mnie. W jednej sekundzie chce mnie zamordować a w następnej przytula się do mnie i się śmieje. 
-Przepraszam- szepczę jej do ucha.- Kocham cię. 
-Ja też cię kocham. 
-To co chciałaś powiedzieć? 
-Że twój stan się pogorszył ale mogą zrobić ci operacje. 
-Kiedyś już to słyszałem...
-Wiem. Ale nic dwa razy się nie zdarza. I nie zdarzy. 
-Czy to jest więc pożegnanie?- Spytałem a one spojrzała mi w oczy. Przez chwilę chce się uśmiechnąć ale potem znowu odwraca się w stronę okna.
-Tak, Daniel. Przyszłam, żeby się z Tobą pożegnać.
-Ale ja nie chcę... Wciąż jest szansa. Wiem, że się uda. Musi się udać. Nadzieja...
-Jest dziełem głupców którzy nie potrafią się pogodzić z swoim losem. Nie ma czegoś takiego jak nadzieja, jest tylko złudzenie. Łudzisz się, Daniel. Tym razem... Tym razem do siebie nigdy nie wrócimy. Nie wpadniemy na siebie na ulicy. Nie powiemy już sobie nigdy "cześć"... Musimy tylko...
Zamilkła. Dlaczego nie wierzy, że się uda? Przecież będę mieć operację, nie? Jakieś szanse są, inaczej by się tej operacji nie podejmowali.
Nie... Nie.
NIE.
Albo moja twarz wszystko zdradziła, albo June czyta mi w myślach.
-Przepraszam- powiedziała łamiącym się głosem.- Przepraszam. Nie chciałam... Nie chciałam cię okłamywać ale...
-Będę mieć tylko jedną operację. Kiedy?
-Jutro.
Jutro.

June wychodzi. Wiem, że już nie wróci. Nie odwraca się.Żadne z nas nie mówi "do widzenia".
Bo "do widzenia" oznacza, że się zobaczymy.
A my już tego nigdy nie zrobimy.
Nie tutaj, w każdym razie.

***


Próbuję sobie wszystko uporządkować. Przekonać siebie, że śmierć to nie koniec.To tylko mała igła, nie? Jedno wbicie i moje serce się zatrzyma. Nie boję się igieł. Nie będzie bolało.
W każdym razie nie mnie...
-Daniel?- Pyta lekarz.
Za szybko...
-Jestem gotowy.
June nie wchodzi do sali. Nie wpuściliby jej. Nie chciałaby.
Tak umiera Legenda.
Duszę się powietrzem.
Chcę go wziąść jak najwięcej, bo już nigdy nie będę mógł.
Czuję jak igła wbija się w moją skórę. Jest lodowata.
Moje oczy powoli się zamykają a moje serce się uspokaja.
Jeszcze nigdy w życiu nie byłem tak spokojny.
Myślę, że spotkam mamę, tatę, Johna ale tak się nie dzieje.
Zapadam po prostu w sen.

Do końca: 1 rozdział+ Epilog
Chodźcie w świetle, czytajcie i polecajcie ludziom trylogię "Legenda" (i "The Young Elites" naszej kochanej Marie Lu!) i zostawiajcie komentarze ♥
Smacznego jajka :P I mokrego dyngusa :D  

marca 20, 2016

Rozdział 47

Dziękuję Ci Boże, że pozwoliłeś mu żyć, słyszę swoje myśli. Nie wiem czemu tak pomyślałam. Nawet nie jestem pewna jakiemu Bogu dziękuję. 
Po licznych operacjach i zabiegach Daniel w końcu może wracać do domu. 
Do domu. 

***
-Zrobimy ci jeszcze jedno małe badanie, dobra?- Podchodzi do mnie pielęgniarka. 
-Po co? Przecież właśnie mnie wypisaliście. I zrobiliście tysiąc badań. Macie więcej mojej krwi niż ja mam. 
-Chcemy mieć pewność, że wszystko będzie dobrze. To zajmie 5 minut. 
-Jestem zdrowy jak ryba. 
-Proszę cię, Daniel. 
-Nic mi nie jest- mówię a od wiercenia mi dziury w brzuchu rozbolała mnie głowa.
-Przekonamy się. 5 minut. Jedna mała igła. Jedno prześwietlenie. 5 minut pod narkozą. 
W końcu się zgadzam. Wiem, że nie dadzą mi spokoju. Nawet jeśli nie teraz to będą dzwonić 24/7 i wysyłać tysiące listów i emaili. 
Wszystko było dokładnie tak jak powiedziała. Pięć minut. Narkoza. Prześwietlenie. Igła. 
I byłem wolny. Mogłem w końcu wrócić do domu. 

***  

Metias i John strasznie urośli. Dom się trochę zmienił. Alex nie odstępowała mnie na krok. June nie przestawała się uśmiechać. 
Wszystko wydawało się spokojne, poukładane. Może tak właśnie jest. 
Dni zaczęły mijać i zamieniały się w tygodnie. Tygodnie w miesiące. A miesiące... W lata. 
W tym roku Metias i John kończą 4 lata. Jestem z nich bardzo dumny. Chodzą do przedszkola a po południu chodzimy wszyscy na spacery. 
Lato było gorące, jedne z cieplejszych w tej dekadzie. Z Antarktydy przylecieli Tess, Eden i ich dwóletnia córeczka, Rosie. 
-jak życie?- Spytał Eden.
-Spokojne. 
-Tęsknisz za tym? 
-Za czym?
-No wiesz, za tą całą zabawą w ratowanie świata. 
-Zabawą? 
-A jak to inaczej nazwiesz? Chyba nie sądziłeś, że naprawdę możesz naprawić wszystko i wszystkich. 
-Kiedy stałeś się taki pesymistyczny, braciszku?- Pytam ze śmiechem. 
-Od kiedy Rosie za ulubione kolorowanki uważa moje projekty! Naprawdę! Idę na spotkanie z klientem, wyciągam projekty nad którymi siedzę po kilka tygodni a tam co? Serduszka i słoneczka! jeden facet myślał, że chcę mu postawić dom w kształcie serca! 
Śmieję się i wiem, że tak naprawdę Eden nie jest zły na Rosie. Właściwie to myślę, że podoba mu się to, że jego córka tak uwielbia jego pracę.
Metias i John też to uwielbiają. Godzinami mogą słuchać o tym jak to kiedyś wyglądało i jak walczyliśmy o Republikę. Ale nie wiedzą wszystkiego. Nie wiedzą, że June wsadziła mnie za kradki. Myślą, że Metias został ranny podczas misji i się wkrwawił, podczas gdy naprawdę zamordował go Thomas. Thomas był przyjacielem Metiasa który poświęcił się po jego śmierci. Myślą, że moi rodzice zginęli wiele lat później podczas ataku bombowego. Rodzice June zginęli w wypadku. John jest kapitanem statku i pływa przez cały rok. Zniekształciłem wiele rzeczy przez co trudno tu mówić o wiarygodych opowieściach. Jest w nich tylko trochę prawdy, reszte zmyśliłem albo przemilczałem. Wyidealizowałem. Legendy. 
-Daniel?- Tess wyrwała mnie z zamyślenia. 
Siedzieliśmy u nas w ogrodzie. June bawiła się z dziećmi w piaskownicy. Eden pilnował girlla. 
-Mhm?
-Możemy pogadać? 
-Taak. Coś się stało?
-Chodź do środka- powiedziała łapiąc mnie za łokieć i proawdząc do kuchni jakbym był pacjentem. A potem spojrzala na mnie TYM wzrokiem. I dotarło do mnie, że Tess chce gadać o sprawach służbowych. 
-Wczoraj byłam w szpitalu. Tak po prostu, nudziło mi się.
-Jak ci sie nudzi to idziesz to szpitala? 
-...I jedna pielięgniarka powiedziała, że nie ma za wiele roboty więc mogę iść poukładać wszystkie stare akta. Między innymi twoje. Wiem, że nie powinnam, że to tajne i w ogóle. Nielegalne...- Tess wyciągnęła brązową teczkę na widniał napis DANIEL ALTAN WING, 05/01/2115
-Ukradłaś to? 
-W sumie to to są twoje akta, a właśnie ci je oddaję, więc... Są twoją własnością.
-Boże, Tess. Czemu to zrobiłaś? 
-Bo nikt inny tego nie zrobił... Otwórz to wreszcie, świat się nie zawali!  
Więc otwarłem. Akt urodzenia, Próba, wszystkie urazy, operacje. Ostatnia kartka była datowana na trzy lata temu i była połączona spinaczem z inną kartką, z roku 2131. 
Przez chwilę wpatruję się w nią i nie wiem o co chodzi a potem sobie przypominam. 

- O co chodzi?- pytam niecierpliwie. Nie mogę odwrócić oczu od drzwi, zuepłnie jakby przez mój brak czujności miały zniknąć w ścianie. Monitor zawieszony w rogu pokazuje June siedzącą samotnie w swoim pomieszczeniu. Doktor jednakże tym razem nie wydaje się poirytowany moim zachowaniem. Wciska jakiś przycisk na ścianie i mamrocze coś o wyłączeniu dźwięku w przekazie. 
-Jak już ci mówiłem zanim wybiegłeś na zewnątrz, podczas testów przeskanowaliśmy ci mózg, by sprawdzić, czy podczas pobytu na terytorium Kolonii niczego ci tam nie wszczepiono. Nie znaleźliśmy nic, czym należałoby się martwić, ale natrafiliśmy na coś innego. 
Odwraca się, wciska klawisz na jakimś małym urządzeniu i celuje nim w stronę podświetlonego ekranu na ścianie. Ukazuje się na nim obraz mojego mózgu. marszczę brwi, gdyż niewiele z tego rozumiem. Doktor wskazuje niewielką plamkę na samym dole. 
-Dostrzegliśmy to na lewo od twojego hipokampu. Masz to od jakiegoś czasu, przypuszczalnie od paru lat i powoli się pogarsza. 
Zastanawiam się nad tym chwilę, a potem przyglądam się lekarzowi. Jego słowa wydają sie być trywialne, tym bardziej, że na zewątrz czeka na mnie Eden i wkrótce będę mógł się spotkać z June. 
-No i co z tego?
-Czy nie miewasz poważnych bólów głowy? Od niedawna bądź przez ostatnich parę lat?
Tak. Oczywiście, że miewam bóle głowy. Dręczą mnie od owej nocy kiedy to przeprowadzono na mnie testy w Centralnym Szpitalu w Los Angeles. Od owej nocy kiedy to miałem zginąć, ale zdołałem uciec. Kiwam głową. 
 Lekarz krzyżuje ramiona. 
-Wedle naszych danych, po tym, jak nie zdałeś Próby, przeprowadzono na tobie... eksperymenty. Wykonano też serię testów mózgu. Miałeś...eee...-- Lekarz pokasłuje próbując odnaleźć odpowiednie słowa.- Miałeś raczej szybko zginąć, ale jakoś przeżyłeś i wygląda na to, że efekty owych działań zaczęły wreszcie być zauważalne.
Niespodziewanie zaczyna szeptać:
-Nikt o tym nie wiem. Nawet sam Elektor nie zna prawdy. Nie chcemy, by kraj znów pogrążył się w rewolucji. Z początku sądziliśmy, że uda się wyleczyć twoją przypadłość dzięki kilku operacjom i odpowiednim lekom, ale zbadaliśmy bliżej problematyczny obszar i wiemy już, że, skaza jest tak bardzo powikłana ze zdrową tkanką hipokampu, że stabilizacja twojej sytuacji bez poważnego naruszenia możliwości kognitywnych graniczy z cudem.
Przełykam ślinę. 
-No i? Co to znaczy?
Doktor wzdycha i zdejumuje okulary. 
-To znaczy, że umierasz, Day. 
Spoglądam na skazę której kiedyś się pozbyłem. A następnie na moją nową skazę która nie jest skazą. Przeraża mnie jej wielkości. 
-Co to znaczy?
-To znaczy, że ta cholerna gra cię zniszczyła. Teoretycznie powinieneś już być martwy. 

Odgrzewany kotlet :P 
Do końca: 2 Rozdziały+ Epilog;
Potem (kilka dni po Epilogu) przez jakiś czas blog może być "nieczynny" bo będę robić tu porządki :P  
Chodźcie w świetle, czytajcie i polecajcie ludziom trylogię "Legenda" (i "The Young Elites" naszej kochanej Marie Lu!) i zostawiajcie komentarze ♥ 

marca 19, 2016

Rozdział 46

-JUNE!- Słyszę jak ktoś krzyczy jej imię a potem dociera do mnie, że to ja. Nogi automatycznie ruszają w kierunku strzałów. Nie, błagam, nie...
Na podłodze leży kilka kolesiów z siniakami i ranami. Nie wiem, czy żyją ale chyba tak. Nie ma tu June.
Biegnę dalej i ląduję na najwyższym poziomie. Widzę jak June znika w toalecie dla personelu. Podchodzę do drzwi.
-June?! Jesteś tam?
Cisza. Pukam. Nic.
Otwieram drzwi i to nie jest jakaś obskurna toaleta tylko tunel. Słyszę jak ktoś ciężko dyszy i biegnie przede mną.
Biegnę za June aż nagle docieram do wielkich drzwi. Otwieram je i znajduję się na zewnątrz. Zauważam June przede mną. Na dźwięk otwieranch wrót odwraca się i celuje we mnie.

***

Gdy wydostaję się na zewnątrz słońce chyli się ku zachodowi tworząc niezwykłe barwy. Tafla jeziora przybiera odcień ognia. Mam godzinę by dostać się na lotnisko. 
Słyszę jak ktoś wychodzi za mną. Odwracam się a mój palec ląduje na spuście gotowy by zabijać. 
Daniel. 
Przez chwilę się po prostu w siebie wpatrujemy. Przygląda mi się uważnie a ja robię to samo.  Nie wiem dlaczego ale dłonie odmówiły mi posłuszeństwa i nie chcą opuścić broni. 
W następnej chwili Daniel już na mnie nie patrzy. Rozgląda się w około jakby próbował rozpoznać co jest prawdziwe a co nie. 
-Zachody słońca- mówi w końcu cicho.- Tak wyglądają prawdziwe zachody słońca. 
-Pewnie, a jak inaczej miałyby wyglądać? 
-June...
-8 kilometrów z tą czeka na mnie Kyung. Za godzinę wylatuje. Muszę iść. 
-June...
-Chodź- mówię odwracając się.
-Ju- zaczyna Daniel ale nie kończy. Jeszcze raz powiedziałby "June" to jestem pewna, że bym mu przywali...
-DANIEL!
Daniel leżał na ziemi i się trząsł. Podbiegła do niego i próbowałam uspokoić. 
-Daniel! Co ci jest?!- Mówię zdenerwowana.
-Boli...
-Co?!
-Wszystko- w chwili gdy biorę go za rękę na chwilę się uspokaja ale w jego oczach widzę ból.- Kolory są zbyt jasne, zbyt prawdziwe. A od tych wszystkich zapachów kręci mi się w głowie. Ziemia jest strasznie miękka, jak ty potrafisz stać? Jun...
-Zamknij się, dobra?!- Krzyczę na niego.- Teraz wstaniesz i pomogę ci dostać się na lotnisko. Przewieziemy cię do szpitala i nic ci nie będzie, dobra?! 
-A...
-NIE. WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE.  
Pomagam mu wstać i żałuję, że jesteśmy tylko my sami. Daniel ledwo stoi i jest znaczniej silniej zbudowany niż ja. No i jestem wykończona po ciągłym tym bieganiu. 
Mój mózg wytacza najszybszą trasę i idziemy. Staram się iść najszybciej jak tylko mogę ale co chwilę się potykam. 
Odliczam w głowie minuty... 3,6,20... Gdy dochodzę do 40 nie jesteśmy nawet w połowie drogi. Ta chwila rozproszenia sprawia, że upadam. Słyszę trzask i zaciskam wargi. Próbuję wstać ale zwichnięta kosta skutecznie mi to utrudnia. 
-Daniel.
-Co?- Pyta krzywiąc się z bólu. 
-Dasz radę pójść trochę sam? 
-Chyba tak.
-No to idź. 
-A ty?
Wzruszam ramionami. 
41...
-Chodź June, idziemy- mówi wstając. 
-Nie mogę- przyznaję się i wskauzję na kostkę.
-Damy radę.

***
Więc biegniemy. Mimo bólu mimo wszystko. Musimy. Musimy robić wiele rzeczy by przetrwać, czasem nawet wbrew sobie.
Wszystko mi się zamazuje, boli a June utyka. Ale po kilku minutach docieramy na lotnisko.
-Kyung, startuj!- usłyszałem jak June woła z oddali a potem odpłynąłem.

 Do końca: 3 Rozdziały+ Epilog
 Chodźcie w świetle, czytajcie i polecajcie ludziom trylogię "Legenda" (i "The Young Elites" naszej kochanej Marie Lu!) i zostawiajcie komentarze ♥ 

marca 12, 2016

LBA #2 & #3!

No więc mam kolejne nominacje do Liebster Blog Award :D
Liebster Blog Award #2- dziękuję Mania Maji autorki "Ich życie płonęło..." 
1. Ulubiona książkowa postać?
 ODP: Metias Iparis!   
2. Dlaczego piszesz bloga? 
 ODP: Bo chcę się podzielić moim alternatywnym zakończeniem tej trylogii :D 
3. O czym myślisz pisząc nowy rozdział? 
 ODP: W sumie to nie wiem. Zazwyczaj pisząc nowy rozdział trudno mi się skupić bo mój mózg wybiega już o kilka rozdziałów do przodu przez co zawsze mam trudności z ciągnięciem opisów. Myślę równiez o tym, czy aby tak na pewno pisze się dany wyraz bo nie mam na laptopie polskiego języka a nie chce mi się go instalować D: (Iparis taki leń :p)
4. Masz już wymyślone zakończenie bloga?  
 ODP: Tak, mam je już nawet zapisane (Patrz: punkt 3 :') ). 
5. Edward, czy Jakob?  
 ODP: Stiles Stilinski ! XD :D Przyznaję się, że nie czytałam Zmierzchu, oglądałam tylko fragmenty filmu i średnio mnie zainteresowało :'D . Nie bijcie :P 
6. Gdzie mieszkasz? (kraj, miasto)  
 ODP: Polska, Ruda Śląska (nazwa mówi sama za siebie, że to na Ślōnsku jest :D) 

Dziękuję za pytania 

 Liebster Blog Award- #3- ponownie dziękuję Mania Maji, tym razem z blogiem "Magia przeznaczenia"  


1. Ulubiona książkowa postać?
  ODP: Metias Iparis!  
2. Złapałaś złotą rybkę. Masz 1 życzenie. Jakie? 
 ODP: Zgaduję, że proszenie o więcej życzeń się nie liczy, to... hm... Zagięłaś mnie tym pytaniem, no :D Więcej złotych rybek? Nope, to chyba też zalicza się pod oszustwo :D . Poprosiłabym o... wzrost? W sensie, chcę być wyższa :D 
3. Dlaczego piszesz bloga?
 ODP: Bo chcę się podzielić moim alternatywnym zakończeniem tej trylogii :D  

Dziękuję Ci za pytania, ponownie!    Biegniemy czytać jej blogi, w tej chwili :D


No to teraz moja kolej  ♥ 
  1. Ostatnia piosenka jaką słuchałeś/łaś?
  2. Postać literacka/filmowa której nie potrafisz wybaczyć?
  3. Ulubiony aktor?
  4. Ulubiona aktorka?
  5. Ostatnio oglądany film?
  6. Miejsce na naszej planecie które najbardziej chciałbyś/abyś odwiedzić i dlaczego?
  7. Masz jakieś miejsce gdzie najlepiej Ci się pisze? Co to za miejsce? 
  8. Piszesz książkę i możesz sobie wybrać dowolnego autora do pomocy. Kogo i dlaczego byś wybrał/a?
  9. Ulubiona bajka?
 Nominuję:



  1. My dream, my world 

  1. Nie wierz swym oczom, jeżeli kochasz sercem patrz

  1. Życie po życiu 

  1. Moje i tylko Wasze 

  1. Ich życie płonęło [...] 

  1. Hope 

  1. Co się ze mną dzieje? 

  1. Jednym słowem możesz zaprzepaścić wszystko  

  1. Nigdy nie zapominaj o uśmiechu 


Chodźcie w świetle!



-Iparis


PS Nominuję również mojego laptopa na najbardziej niepełnosprytny sprzęt roku... Wybaczcie małą czcionkę, ale to taki buntownik. Rewolucję mam z nim.