Na przeciwko mnie stała dziewczyna, mniej-więcej w moim wieku. Była wysoka i szczupła. Miała długie, ciemne włosy i piękne, piwne oczy. Była ubrana cała na czarno. Na mój widok zaśmiała się ukazując jednocześnie równe, idealnie białe zęby. Dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie, że mam na sobie fartuszek w serduszka, moje długie włosy są spięte w kok i trzymam w ręce szmatkę. Kurdeee...
-Ekhem... Przepraszam cię za... za to- powiedziałem zawstydzony.
-Spoko. Jestem Alice Anderson. Mam być waszą przewodniczką- uśmiechnęła się szeroko.
-Świetnie. Jestem Daniel...
-Wiem kim jesteś- przerwała mi.- Kiedy chcecie zaczynać? Mogę nawet teraz.
I właśnie wtedy odkryłem coś, czego wolałbym nie wiedzieć. Szum wody który dochodził z łazienki przerywał piskliwy głos mojego brata. Przez chwilę myślałem, że coś mu się stało, że to moje okulary zmartwychwstały i w ramach zemsty chcą mi zabić brata. Ale te jęki i krzyki były tylko śpiewem. Mój młodszy brat śpiewa pod prysznicem. Nie no. Super. Cały czerwony na twarzy odwróciłem się do Alice.
-Teraz jakoś nie bardzo możemy.
-Spoko. Rozumiem. To kiedy? Może jutro po śniadaniu?
-Jutro po śniadaniu? Idealnie.
***
-Nie wiedziałem, że jesteś również utalentowany muzycznie-powiedziałem do mojego brata gdy wyszedł z łazienki.
Eden zakrył sobie dłonią usta, jakby dopiero teraz do niego dotarło, że śpiewał pod prysznicem. Poczochrałem mu włosy i zamknąłem się w łazience. Alice była... Całkiem miła.
Bardzo Was przepraszam, że zostawiłam Was na lodzie z tym fanfikiem... Co mam na swoje usprawiedliwienie? Życie. Ale teraz (prawie po roku...) wracam z nową dawką weny i zapału do pisania. Dziękuję Wam za wszystkie komentarze. Bez nich pewnie ten ff wylądowałby w koszu. Mam nadzieję, że wciąż znajdzie się ktoś kto przeczyta moją małą twórczość.
Gdybyście mieli pomysły na rozwinięcie tej historii to walcie śmiało!
***
Następnego ranka zjedliśmy z Edenem kanapki na śniadanie. Mój brat cały czas gadał. Wiedziałem, że spodoba mu się Antarktyda. Gdy skończyliśmy ubraliśmy się i zeszliśmy na dół do recepcji. Alice już na nas czekała.
-Myślałam, że już nigdy nie zejdziecie i będę musiała iść na samą górę do waszego pokoju albo stać przez pięć minut z tymi wszystkimi snobami i szpanerami w windzie. Serio. Nienawidzę tych wszystkich ludzi wysoko postawionych- przywitała się z nami.
-Nam też miło cię widzieć- powiedziałem z uśmiechem.
-Dobra. Eden, jestem Alice. Pomogę Wam się poodnajdywać tutaj- uścisnęła rękę mojemu bratu.
-Myślałem, że sama jesteś wysoko postawiona- zmarszczyłem brwi.
-Bo jestem. Ale ja pracuję w terenie. Agent wywiadu. No wiesz. W każdym razie... Gdzie twoje okulary, hm?
-No... Nie mam ich.
-Poczekaj- Alice pogrzebała w kieszeniach i wyciągnęła parę okularów.- Masz.
Drżącymi rękami wziąłem je do ręki. Przyglądałem im się przez chwilę. W końcu założyłem. I... Wow. Wszędzie były jakieś cyfry; zadania do wykonania, przepustki na wyższy poziom. Szybko można zapomnieć, że to realna rzeczywistość.
-Najpierw pojedziemy na uniwerek. Eden spotka się z dyrektorem a my... Musimy porozmawiać.
***
-Co takiego chcesz mi powiedzieć?- Pytam upijając łyk wody. Siedzimy w jakimś barze dwie przecznice od uniwersytetu. Zamówiłem wodę a Alice jakiś drink. Siedzimy dwa metry od siebie a i tak czuję alkohol. Alice? Tego się nie spodziewałem.
-Mamy tutaj małe... Problemy. Grupa skrytobójców wybija obywateli.
Zakrztusiłem się wodą.
-Skrytobójcy? Ale... Co?
-No tak. Widzisz... To gra, tak? A czasem w grach są wirusy, hakerzy. Mamy tutaj takiego hakera. Każe zabijać. A jak nie... To się wypada.
-Zostaje się zamordowanym?
-Gorzej. Wypada się z gry. A wiesz co to oznacza?
Kręcę głową. Ale chyba jednak wiem.
-Traci się wszystko, co się zrobiło. Twój dom, rodzina, rodzice, dzieci... Wszystko zostaje usunięte z systemu. Niszczą wszystko co ma jakikolwiek związek z twoją osobą. Zostajesz z niczym.
-A czy władze...
-Tak.
-I?
-A jak myślisz?
-A czy próbowaliście...
-Tak.
-A może...
-Tak. Serio. Odpuść sobie. Próbowaliśmy wszystkiego. Jedynym rozwiązaniem jest pozbycie się hakera. I skrytobójców. No i wirusa. Bo wciąż będzie krążyć i wydawać polecenia.
Zapadła cisza. Alice wypiła do końca swój napój i zamówiła następny.
-Ile masz lat?- Pytam.
-Za miesiąc 17. Ale tutaj wiek się nie liczy. Tylko twój poziom.
-Dlaczego mi to wszystko mówisz?
-Chcemy abyś nam pomógł. Śledziliśmy twoje postępy w Republice. Trzeba cię tylko trochę doszlifować.
-Skąd pomysł, że się zgodzę?
-A dlaczego miałbyś się nie zgodzić?
Zamilkłem. Ona ma rację. Już miałem ochotę wyruszać na misję. Dopiłem wodę do końca i zacząłem bawić się pierścionkiem ze spinaczy biurowych. Alice zamówiła kolejnego drinka.
-Dlaczego właściwie...
-Bez względu jak dokończyłbyś te pytanie, moja odpowiedź byłaby taka sama. Dlatego, że jestem jednym z skrytobójców.
______________
Moi kochani Patrioci (tak nazywają się fani Legendy? A może nie ma nazwy? Mniejsza...) Bardzo Was przepraszam, że zostawiłam Was na lodzie z tym fanfikiem... Co mam na swoje usprawiedliwienie? Życie. Ale teraz (prawie po roku...) wracam z nową dawką weny i zapału do pisania. Dziękuję Wam za wszystkie komentarze. Bez nich pewnie ten ff wylądowałby w koszu. Mam nadzieję, że wciąż znajdzie się ktoś kto przeczyta moją małą twórczość.
Gdybyście mieli pomysły na rozwinięcie tej historii to walcie śmiało!