Każdy Dzień oznacza nowe dwadzieścia cztery godziny. Każdy Dzień sprawia, że wszystko na nowo staje się możliwe. Obojętnie czy żyjesz, czy giniesz, możesz mieć tylko jeden Dzień naraz. Czasem słońce zachodzi wcześniej. Nie ma Dnia, który trwałby wiecznie.

marca 08, 2016

Rozdział 44

Cholera. I co teraz? Niszczyć jest znacznie łatwiej niż budować.
Nie wiem co robić. Panikuję. Mam tylko tydzień czasu na ziemi! Równie dobrze właśnie w tej chwili może mijać tydzień a krew pięciu niewinnych osób będzie na moich dłoniach. Tylko dlatego, że chciałem pobawić się w jakiegoś chorego psychicznie wandala.
Co zrobiłaby w tej chwili June?
Śmieję się gdy do mojej głowy wpada to pytanie. Dlaczego o niej pomyślałem? Nie, wiem dlaczego o niej pomyślałem: bo zawsze ją podziwiałem. Wiedziała jak wyjść z trudnej sytuacji. Zniszczyła wiele rzeczy aż w końcu zaczęła niszczyć tym siebie. A potem wszystko odbudowała. Nie tylko siebie ale też świat wokół niej.
Więc pytanie brzmiało: dlaczego mój umysł uznał, że June wiedziałaby co zrobić w takiej sytuacji?
Nie wiem. Ale muszę wziąść się w garść. Przestać myśleć a zacząć działać.
Odbudować świat.

***

Postanowiłem zaryzykować i udałem się mostem w stronę gór. U zbocza góry znalazłem wejście do schronu. Wywarzyłem drzwi i wszedłem do środka. Ryzyko się opłaciło. Znalazłem się w mózgu tego wirtualnego świata. 
Trochę mi zajęło zorientowanie się co i jak. No, może trochę więcej niż trochę. W końcu usiadłem przy stanowisku grafika. 
Nigdy nie byłem specjalnie dobry w rysowaniu a tym bardziej w rysowaniu w programie komputerowym. Może i uda mi się to wszystko odbudować. Ale moje dzieło przerazi wszystkich i nikt nie będzie chciał tutaj mieszkać. Moje cudowne antydzieła. 
Nie miałem pojęcia, że może być coś trudniejszego od narysowania prostej kreski w tym dziwnym programie ale okazało się, że jest. Nie wystarczy tylko to narysować, trzeba też udekorować, postawić w odpowiednim miejscu, dać odpowiednią ilość okien... I narysować każdy budynek inaczej bo ctrl+c i ctrl+v niestety nie działało. 

*** 

8 miesiący, 2 tygodnie, 3 dni i 17 godzin. Nie wiem kiedy zaczęłam to liczyć, ale cóż. Stało się. 
Metias i John strasznie urośli. Nie są już tacy mali. Przez co śpię jeszcze mniej niż wcześniej. Owszem, Lucy mi pomaga ale nit o samo co pomoc Daniela. Dlaczego nie dzwoni? idiota.
Mój idiota. 
Odrzucam od siebie te myśli i biorę się za dalsze prasowanie. Jestem okropnie zmęczona przez co robię się jeszcze bardziej marudna. 
Metias i John krzywią się jak na mnie patrzą. No cóż, takie życie. Matka wredna suka nic z tym nie zrobią. 
A potem się uśmiecham. Jeśli mogą być bardziej urocze istoty od Daniela na tej planecie to są to jego synowie. 
A potem znowu tracę uśmiech z twarzy bo jestem niezwykle wkurzona. 
Może nie do końca wkurzona. Po prostu martwię się, że coś mogło się stać. A to sprawia, że jestem wkurzona.
Z moich bezsensownych myśli wyrywa mnie dzwonek do drzwi. Moje serce pdskakuje i robi fikołka. Daniel! To ty?! Daniel! Otwieram drzwi.
-O. Cześć, Pasco- mówię starając się ukryć smutek. 
-Cześć, June! Jest Daniel?
-Ni...
-Wiem. Ten debil nie chce go puścić. 
-Kto? Co? Jak? 
-NobotenidiotaJamesonjestnaniegomegawkurzonyboonodkrylzetomiedzynarodowyprojekti....
-Może wejdziesz i powiesz mi to jeszcze raz tylko pięc razy wolniej?- Mówię wpuszczając go do środka.- I nie biorę odpowiedzialności za bałagan. 

***

Pasco opowiada mi o wszystkim. O ich ośrodku. O Jamesonie. O śmierci Alaski. O tym, że Daniel jest uwięziony w grze. Nie wiem dlaczego krzywił się przy kazdym wypowiadanym słowie. Gdy skończył na jego twarz wpłynął kolejny grymas bólu.
-Pasco? Wszystko okay?
-Nie. Zrobili nam coś, że zadaje nam ból za każdym razem gdy coś o tym wspomnę. 
-Ale powiedziałeś mi wszystko mimo bólu i w ogóle?!
-Tak. Bo ten projekt jest zły. Brak w nim człowieczeństwa. A Daniel potrzebuje pomocy. A ty jesteś cudownym dzieckiem Republiki, nie? 
Z początku zadanie mnie przerasta, chcę od niego uciec ale nie mogę bo mój mózg już zaczął wymyślać plan idealny. W pięć minut. Nie tylko plan ale i wykonanie. Transport, położenie tego całego ośrodka, hakowanie ich systemu, broń, załatwienie Pasco operacji i opieki dla Metiasa i Johna. 
Może rzeczywiście jestem cudownym dzieckiem Republiki. No, może już nie dzieckiem. 
Bójcie się, June Iparis-Wing. Ten wirus zaraz rozwali cały system Antarktydy 2.0.

 
Cześć wszystkim :D Jak widać, June rusza na ratunek! Powinna być dołączana do apteczki pierwszej pomocy, nie? :P 5 sekund i po krzyku :D 
Z okazji Dnia Kobiet życzę sobie, żeńskiej części boheterek "Legendy" i wszystkim kobitkom czytającym "24 godziny" wszystkiego najlepszego :P  
We rule the world!
Mam nadzieję, że rozdział się podobał :) 
Chodźcie w świetle, czytajcie i polecajcie ludziom trylogię "Legenda" (i "The Young Elites" naszej kochanej Marie Lu!) i zostawiajcie komentarze ♥