Spędzam godziny buszując w Internecie. Niektóre informacje wydają się wyssane z palca, inne są całkiem prawdziwe. Niektórzy twierdzą, że to po prostu szok a ktoś napisał, że tak umarła jego babcia.
Nie wiem kiedy zasypiam, ale zasypiam. Budzi mnie trzask drzwi. Spoglądam na puste miejsce June. Zrywam się i biegnę za nią.
June jak w transie wchodzi po schodach w górę.
-June!- Wołam ją. Brak reakcji. Idę za nią.
Wchodzi na ostatnie piętro a z tamtą po drabinie wchodzi na dach.
-June?- Pytam wchodząc za nią.
Gdy tylko znajduję się na dachu uderza mnie chłodny wiatr. Rozglądam się za June i znajduję ją na krawędzi dachu.
-JUNE!
June się odwraca.
-Day?- Pyta nieprzytomnym głosem. Po moich plecach przebiega dreszcz gdy słyszę to słowo. Już dawno nikt tak mnie nie nazywał.
-June co ty robisz?! Odsuń się z od krawędzi!
-To ja go zabiłam...
-Kogo?! O czym ty gadasz, nikogo nie zabiłaś!
-Metias- imię jej brata przez chwilę unosi się w powietrzu.- Powiedziałam mu, że już go nie potrzebuję... A on mnie posłuchał.
-Nie, to Thomas zabił Metiasa. June co ty...
-I twoją mamę. Zaufałeś mi. A ja cię wykorzystałam. Zabiłam twoją mamę, przez mnie robiono eksperymenty na Edenie...
-Do jasnej cholery zamknij się!- Wrzeszczę na nią. Mam wrażenie, jakby ktoś właśnie rozcinał mi wszystkie blizny, te o których zapomniałem.
-Wsadziłam cię do więzienia... I twojego brata... A potem cię uwolniłam a twój brat został rozstrzelany zamiast ciebie. Nie można mieć ciasta i zjeść ciastko...
-JUNE. W TEJ CHWILI MASZ SIĘ ZAMKNĄĆ. PRZESTAĆ PIEPRZYĆ I PODEJŚĆ TU DO MNIE.
June śmieje się pustym głosem. Po chwili śmiech przeradza się w płacz.
-Podjęłam w życiu złe decyzje...
-Tak, jak każdy z nas. A ta jest szczególnie zła- robię kilka kroków w jej stronę.
-Day...
Jej nogi zsuwają się z dachu. Moje ciało automatycznie rzuca się w dół. Spadam w dół i próbuję złapać June. Przyciskam ją mocno do siebie i staram się chronić jej głowę. Wiem, że za kilka sekund moje ciało rozwali się na ziemi. Modlę się, aby to przeżyła. By wylądowała na mnie, bym mógłbym złagodzić jej ból...
Uderzam o ziemię. Wszystko mi się miesza, nie potrafię złapać powietrza. Moje serce wali jak oszalałe.
-Daniel...?!- Słyszę jej głos. Podnoszę moje obolałe ciało. Skupiam wzrok na jej oczach które leczą moje rany szybciej niż najlepszy lek.
-DANIEL?!
-June...
-O mój Boże... Co? Co się stało? Dlaczego ty?! Nie, nie umierasz, prawda?! NIE MOŻESZ.
-June...
-Ty nie...
-Nie, June. Nie umieram- mówię tuląc ją do siebie. Ale tak naprawdę nie wiem. Umieram?
-Dlaczego... skoczyłeś?
-Ty skaczesz... Więc ja też skaczę.
***
Zdaniem Tess będę żyć i nic poważnego się nie stało. Zaproponowała mi noc na obserwacji w szpitalu ale odmówiłem. To nie o mnie muszą się teraz martwić.
June natychmiast wróciła spać. Tym razem naprawdę spać.
-A więc... skoczyła...- podsumowuje Tess.
-Dlaczego miałaby skakać?
-Bo nie chce więcej żyć?
-Ale... Ale ma mnie i... I Alex... I się kochamy... Jesteśmy szczęśliwi... Może kiedyś w przyszłości będziemy mieć dzieci i... Przecież jest szczęśliwa... Nie ma miedzy nami żadnych kłótni ani niczego... Kocham ją...
-Ty jesteś szczęśliwy... Ale czy ona jest?
Nigdy o tym nie myślałem. Bo po prostu wiedziałem, że tak jest. Widziałem jak w jej oczach pojawił się blask gdy się spotkaliśmy wtedy na stacji. Nigdy się nie kłóciliśmy. Spędziliśmy wiele szczęśliwych chwil. Wszystko było dobrze... A może tylko dla mnie? Może dla niej to klatka w której została zamknięta przez wyrzuty sumienia?
-To niemożliwe- mówię cicho.
-Daniel... Ja też tak myślałam no ale... Może wszyscy się myliliśmy...
-Nie... NIE.
Zapadła cisza. Spoglądam w kierunku naszej sypialni. Może Tess ma rację. Wstaję i uchylam lekko drzwi. June śpi spokojnie. Wydaje się być naprawdę zrelaksowana. Na jej twarzy pojawia się uśmiech. Uśmiecham się. Próbuję sobie wyobrazić co takiego jej się śni.
Może mnie tam nie ma. W jej śnie. Mój uśmiech znika. Podchodzę do niej i zauważam brak medalionu który jej dałem. Zaczynam myśleć, że Tess może mieć rację.
June jest świetną aktorką. Już raz udawała, że mnie kocha. Wychodziło jej to tak dobrze, że w to uwierzyłem. Może moja amnezja nie była dla niej taka zła. Mogła zacząć nowe życie, beze mnie. Szczęśliwa... Bez tej całej paskudnej przeszłości... Ale potem się zjawiłem i... Chyba nie mogła powiedzieć "Miałam nadzieję, że nigdy więcej się już nie spotkamy"? W takim razie dlaczego wciąż ze mną jest?
Odpowiedź nasuwa się sama.
Przecież nie jest już z Andenem a on umiera z zazdrości za każdym razem gdy nas widzi. Dlaczego June tak łatwo zgodziła się na ten wyjazd? Anden.
Kocham ją, poza moją matką to chyba jedyna osoba którą kocham aż tak mocno. Jestem w stanie zrobić dla niej wszystko by była szczęśliwa. Nigdy nie przestanę jej kochać... Nawet jeśli ona mnie nie kocha... To ja ją kocham i jeśli chce żebym zniknął z jej życia ponownie to... Mogę to zrobić. Upadek z dachu to żaden ból w porównaniu z tym jaki będę czuć ale to zrobię.
Wiem, że nigdy już nikogo więcej nie pokocham. Nie ma na tym świecie drugiej takiej osoby dla której byłbym w stanie to zrobić.
Chcę wyjść i próbować poskładać tysiące kawałków na które zostało rozbite właśnie moje życie. Ale coś mnie zatrzymuje.
Uśmiech znika z twarzy June. Spokojny oddech robi się coraz bardziej urywany. Jej oczy otwierają się gwałtownie i robią się duże jak nigdy przedtem. Łapczywie próbuje zaczerpnąć powietrza ale jej płuca odmawiają współpracy.
Dwa rozdziały tego samego dnia. Kto jest ze mnie dumny? XD
xoxo -Iparis
Chodźcie w świetle, czytajcie i polecajcie ludziom trylogię "Legenda" (i "The Young Elites" naszej kochanej Marie Lu!) i zostawiajcie komentarze ♥