Dzisiaj jest ślub Edena i Tess. Z June przylecieliśmy dwa dni wcześniej. Zabraliśmy ze sobą Alex.
Nie nazwałbym tego jednak wakacjami- Eden i Tess są naprawdę niezorganizowani więc praktycznie wszystko robimy za nich. Już o szóstej pomagaliśmy dekorować i robić inne pierdółki. O ósmej zostałem wezwany na pomoc Edenowi
-Mówiłem ci, żebyś tyle nie pił...
-Wiem ale jakoś... Tak wyszło?
Przez następną godzinę próbowałem go doprowadzić go do stanu używalności i zatuszować wszelkie oznaki wczorajszej imprezy. O 9:15 wpatrzyła ekipa która miała zająć się jego ubraniami, fryzurą itp. Zostawiłem ich samych i poszedłem zobaczyć jak radzi sobie Tess i June. Jak się okazało: były na o wiele dalszym etapie niż Eden.
Tess miała już na sobie sukienkę i zrobioną fryzurę. June siedziała i robiła jej makijaż.
-Cześć Daniel- powiedziała Tess uśmiechając się szeroko.
-Tess jeszcze raz się poruszysz a przyrzekam, że włożę ci to prosto do oka. I nawet nie będę udawać, że to był wypadek- zagroziła June.- Cześć Daniel, jak Eden?
-Nie pytaj.
Przez następne kilka minut przyglądałem się jak June męczy się z Tess i jak Tess próbuje siedzieć nieruchomo. W końcu June posłała mi promienny uśmiech i oznajmiła, że już skończyła.
-I?- Spytała podając Tess lusterko.
-Chyba muszę ci wybaczyć to ile razy prawie pozbawiłaś mnie oka- mówi uśmiechając się do niej.
Tess objęła June i mocno przytuliła.
-Dziękuję, dziękuję, dziękuję za... za wszystko, June.
Uśmiechnąłem się. Przypomniało mi się, jak kiedyś nawet ledwo na siebie patrzyły. Podszedłem w ich stronę i je objąłem. Usłyszałem jak obie się śmieją więc też się zaśmiałem.
-Daniel?- Odezwała się Tess po chwili.
-Hmm?
-Poprowadziłbyś mnie do ołtarza? To znaczy, wiem, że to powinien robić ojciec ale...
-Mam dla ciebie prezent ślubny, siostrzyczko- powiedziałem uśmiechając się lekko.- Wiem, że kiedyś wspomniałaś, że mimo, że cię zostawili... Twoja rodzina to twoja rodzina i chciałabyś chociaż być z nimi na "dzień dobry" więc...
Otworzyłem drzwi i wpuściłem do środka rodziców Tess oraz jej rodzeństwo.
-Daniel... Ty...
-Jesteś moją najlepszą przyjaciółką i na to zasługujesz.
***
Następnego dnia rano około dwunastej musiałem się zbierać. Naprawdę nie chciałem wstawać otwierać oczu i wypuścić June z moich objęć. Ale miałem ustalone spotkanie.
Wskoczyłem do pociągu i pojechałem do centrum Ross City. Wszedłem do umówionego budynku. Przywitała mnie z uśmiechem miła blondynka około trzydziestki i zaprowadziła do pokoju numer 13 gdzie miałem się spotkać.
-Profesor Faye pana oczekuje, sir- mówi otwierając drzwi.
Wchodzę do środka. Znajduję się w małej sali konferencyjnej. Na środku jest ustawiony stół na sześć osób. Na stole leży laptop i projektor. Powietrze jest duszne i panuje półmrok. Na jedynym z krzeseł siedzi facet po sześćdziesiątce. Ma na sobie czarny garnitur, jego siwe włosy są gęste i stoją w wszystkich kierunkach. Nosi okulary.
-O dzień dobry panie Wing- podnosi się z krzesła i wyciąga dłoń na mój widok. Jego głos przypomina mi typowy głos dziadka o wnuków.
-Profesorze- mówię potrząsając jego dłoń- miło mi pana poznać.
-A mnie miło poznać ciebie. Kawa? Herbata? Coś do jedzenia?
-Nie, dziękuję.
-Dobrze w takim razie usiądź.
Usiadłem.
-Pozwól, że przejdę od razu do rzeczy- załączył pilotem projektor i już po sekundzie ujrzałem pierwszy slajd. Niebieskie tło i biały tytuł.
Antarkyda 2.0
-Interesujące- mówię.
-A widzisz... Wydarzenia ostatnich lat zmusiły mnie do tego projektu. Podkreślam: projektu. Co najmniej trzy lata zajmie nam doprowadzenie go do prób testowych a jeszcze więcej do wprowadzenie go w życie. Mamy przecież symulacje i wszelkie gry w których bierzemy udział... Właściwie to całe nasze życie to gra. Ale to wciąż nie jest to... Mamy Internet, prawda? Co powiesz na Internet w realnym życiu?
-Co profesor ma na myśli?
-Mam na myśli... Tworzenie życia w życiu. Bez ograniczeń...
-Hm... waszym celem jest zrobienie z Antarktydy prawdziwej gry? Takiej z kilkoma życiami, super mocami, tajnymi kodami i w ogóle?
-To tylko podstawowe czynności.
-Podstawowe?
-Na razie nie możemy panu powiedzieć zbyt wiele.
-A jaka jest moja rola w tym wszystkim?
-Byłbyś głównym testerem. Mówiłbyś, co jest do poprawy, z czym spasować, jakie są błędy i niebezpieczeństwa.
-Czyli... Reasumując: waszym celem jest stworzenie nowego, idealnego państwa bazując na grach wideo i wirtualnym świecie a następnie zamienić go na prawdziwy świat?
-Dokładnie.
***
Zostaliśmy na Antarktydzie jeszcze kilka dni. Po powrocie wróciliśmy do rutyny. June wstawała godzinę przede mną, szła na bieżnię, odbierałem ją z bieżni i szliśmy zjeść śniadanie na mieście. Potem rozdzielaliśmy się i siedzieliśmy do szesnastej w pracy. Po pracy wychodziliśmy razem na miasto. Wieczorem kino, teatr, spacer ale po prostu zostawaliśmy w domu i cieszyliśmy się swoim towarzystwem.
Można by uznać to za monotonne i nudne ale dla mnie nie było. Podobało mi się to, że June przed wyjściem na bieżnie zostawiała mi liściki na lodówce. To, że zasypia w moich ramionach i mówimy sobie, jak bardzo się kochamy.
Ale coś było nie tak od kilku dni.
Wszystko było aż za spokojne.
Wracałem właśnie z June z kina. Byliśmy na maratonie jakiś starych filmów animowanych "Scooby- Doo" czy jakoś tak.
Tak, wiem. Filmy animowane dla dzieci? Były przecenione bilety a poza tym kinowe łazienki są strasznie przytulne.
Przyciągam ją do siebie i czuję jak June się uśmiecha.
Wszystko jest idealne. Ta chwila. June. Świat.
Nie mów hop póki nie przeskoczysz.
Nagle wszystko zaczyna drgać. Świat i BOOM. A potem kolejne i kolejne...
Łapię June za rękę i ciągnę ją do miejsca gdzie powinien być schron. Kilka metrów od nas wybucha bomba.
Schodzimy pod ziemię i biegniemy przez jakiś czas w głąb ziemi. Odgłosy piekła jakie dzieje się na górze robią się coraz cichsze. W końcu gdy jedynym dźwiękiem jest bicie naszych serc i tupot naszych stóp, opieram się o ścianę ciężko dysząc.
-Jesteś cała?
-Mhm... Ty?
-Też.
-To dobrze.
Siadam na ziemi i kręcę głową z niedoważenia.
"Scooby Doo" wydawał się bez sensu, ale teraz ma sens. Na świecie nie ma potworów, duchów, zjaw, demonów, diabłów. Są tylko ludzie. I to oni robią najwięcej złego.
#PrayForPeace #PrayForFrance #PrayForJapan #PrayForBaghdad #PrayForMexico #PrayForWorld [*]
Jest na tym świecie wciąż dobro? Jest jakaś nadzieja?
Cichy rozdział ale nawet lata ciszy nie naprawią tego co dzieje się na świecie.
-Iparis