Każdy Dzień oznacza nowe dwadzieścia cztery godziny. Każdy Dzień sprawia, że wszystko na nowo staje się możliwe. Obojętnie czy żyjesz, czy giniesz, możesz mieć tylko jeden Dzień naraz. Czasem słońce zachodzi wcześniej. Nie ma Dnia, który trwałby wiecznie.

sierpnia 29, 2014

Rozdział 3

            
   Z tego co słyszałem, w dawnych czasach Antarktydę pokrywał śnieg. Było bardzo zimno, kilkadziesiąt stopni mrozu. W skrócie: brak warunków do życia. Teraz jest to jedna z najbardziej rozwiniętych części świata. Nie ma zimno, jak w opowieściach naszych przodków. Jest ciepło. No, może nie jest upalnie jak w Kalifornii ale na pewno tu nie zamarzniemy.
   Gdy tylko wylądowaliśmy podeszła do nas jakaś kobieta. Miała rude włosy i niebieskie oczy. Na oko dałbym jej 30 lat.
-Cześć. Wy pewnie musicie być braćmi Wing- wyciągnęła do mnie rękę na przywitanie.-Jestem Gabrielle Wright.
-Miło nam cię poznać. Jestem Daniel- uścisnąłem jej dłoń i wskazałem głową na Edena- to mój młodszy brat, Eden.
Mój brat i Gabrielle przywitali się. Następnie kobieta zaprowadziła nas do jakiegoś pomieszczenia. W środku znajdowała się kanapa, biurko, krzesło, dwa, niemal puste regały i jakaś mapa.
-Siadajcie-Gabrielle wskazała dłonią na kanapę. Sama usiadła za biurkiem.
-Jesteście pewnie zmęczeni, więc zwiedzanie przełożymy na jutro- podjęła rozmowę po minucie ciszy.- Dzisiaj pokażę wam tylko wasz tymczasowy apartament i wyjaśnię zasady gry. Wytrzymacie jeszcze jakieś pięć minut?- Kiwnęliśmy oboje głowami.- Świetnie. Jak pewnie wiecie, życie na Antarktydzie to tylko gra. Za dobre uczynki dostajecie punkt. Za złe zostają one odjęte. Im więcej macie punktów, tym więcej pieniędzy, lepszą posadę itd. Przyjezdni noszą okulary, dzięki którym widzą wszystko tak, jak być powinno. Tutejsi ich nie potrzebują. Dzisiaj będziecie nosić okulary. Jutro już nie...
-Chwileczkę- przerwałem jej.- Dlaczego, tutejsze władze wmawiają ludziom, że życie to tylko gra? Przecież to nie gra. Życie to życie. Nie gra.
-Panie Wing- powiedziała ostro.- Nikt tu nikomu nie wmawia, że życie to tylko gra...
-Ale przed chwilą powiedziała pani...
-PANIE WING! Proszę mi nie przerywać.A więc, wracając do tematu. Po czasie nie będziecie musieli już nosić okularów. Pański brat jutro rozpocznie testy do nowej uczelni. A pan... Pana spotka się z prezydentem Ikarim... Myślę, że na początek wystarczy. Pytania?
-Jakim cudem jest tu ciepło? Przecież powinniście zamarznąć- powiedział wolno Eden.
-Hm... Panie Wing Junior, wie pan, jak wygląda pomarańcza? No więc, załóżmy, że Antarktyda jest owocem. Ale oprócz części jadalnej jest jeszcze skóra, która chroni pomarańczę, prawda? Więc my mamy swojego rodzaju pancerz, który chroni nas od zamarznięcia. Jeszcze ma pan jakieś pytania?
-Tak. Jedno. I potrzebuję szybkiej odpowiedzi.
-Słucham.
-Gdzie tu jest toaleta?!
***
   Gdy Eden załatwił to i owo zabrano nas całkiem ekskluzywnym samochodem do hotelu "Nieskończoność Poziomu". W recepcji jakiś facet zaprowadził nas do naszego apartamentu (oczywiście w drodze co chwilę coś mu się działo z naszymi walizkami, w końcu na piątym piętrze przejąłem od niego część rzeczy) numer 713.
   A dokładniej, w skład naszego apartamentu wchodziła: łazienka, ogromna kuchnia, salon, dwa pokoje i schowek. W kuchni znaleźliśmy dwie pary okularów i kartkę z napisem:
Załóżcie je! :) 
A.A
Odwróciłem się w stronę Edena, który siedział na kanapie.
-Bracie. Jesteś ślepy ale wygląda na to, że i tak musisz je założyć- powiedziałem.
-Co założyć? 
-A o czym tak namiętnie gadała Pani Wiem Wszystko Więc Mi Się Nie Sprzeciwiaj? Nie myj uszu kompotem, bo najwidoczniej zapomniałeś wyciągnąć pestek. 
-Okulary?
-Nie, czapkę niewidkę-włożyłem mu je na nos. 
   Eden przez kilka minut stał z otwartymi ustami w kształcie litery O a potem musiałem go złapać bo omal nie upadł. 
-Ej, to ja tu jestem tym od umierania- powiedziałem ostro. 
-WOW! Daniel, bracie... Wciąż słabo widzę, ale... Zmień koszulkę, keczup powinien znajdować się na kanapce a nie na twoim ubraniu. 
-EDENTYWIDZISZ!
-Co? Aa, tak. Kiepsko. Ale coś jednak widzę. OOOOOooooo, patrz!- Powiedział entuzjastycznie i zaczął wypakowywać nasze rzeczy. Co chwilę wydawał z siebie coś co brzmiało jak "Następny punkt! Yeach!" 
   Postanowiłem mu nie przerywać dobrej zabawy. Wziąłem moją parę okularów i udałem się do łazienki. Przełamałem okulary na pół i uniosłem deskę muszli klozetowej. Zapragnąłem pograć w koszykówkę. Stanąłem naprzeciw muszli i rzuciłem okulary. Idealnie. Nagle do łazienki wszedł Eden:
-Daniel, chodź zbierać punkty! I załóż okulary! 
-Cóż, może być problem. Moje okulary aktualnie są zajęte. Uczą się pływać.

☀ Poprzedni Rozdział ☀                                       ☀ Następny Rozdział ☀