Każdy Dzień oznacza nowe dwadzieścia cztery godziny. Każdy Dzień sprawia, że wszystko na nowo staje się możliwe. Obojętnie czy żyjesz, czy giniesz, możesz mieć tylko jeden Dzień naraz. Czasem słońce zachodzi wcześniej. Nie ma Dnia, który trwałby wiecznie.

grudnia 24, 2015

Rozdział 36

-Okay- mówię do June wchodząc do salonu Edena i Tess.
June siedzi na kanapie i czyta jakąś książkę. Jest w siódmym miesiącu ciąży. Kilka tygodni temu dowiedzieliśmy się, że będziemy mieć bliźniaki. No, hm, cóż... Chyba rzeczywiście bliźniaki.
-O, cześć Daniel- odkłada książkę na mój widok.
-No, cześć.
Zapada cisza. Nie wiem jak jej to powiedzieć.
Na działce na której kiedyś był dom moich rodziców rozpoczęła się budowa domu. Nie powiedziałem o tym June bo chciałem aby to była niespodzianka. Nasze stare mieszkanie zostało zrównane z ziemią. Poza tym byłoby za małe dla chłopców. A June całkiem spodobało się życie na Antarktydzie. No i nie wiem czy chce wracać do innego miejsca niż jej stare mieszkanie. Przeprowadziła się tam z Metiasem po śmierci rodziców. I nigdy by go nie zamieniła bo żył tam duch Metiasa oraz były tam wszystkie pamiątki po jej bracie. Tak więc przeprowadzka nigdy, przenigdy nie wchodziła w grę.
Więc po prostu podałem jej bilety.
-Czemu wracamy do LA?- Pyta.
-Bo to nasz dom...
-Mhm, może, ale teraz mieszkamy tutaj.
-Nie możemy tutaj mieszkać zawsze. Wracamy do domu.
-Nasz dom nie istnieje. Został zrównany z ziemią.
-Mamy nowy dom.
-Dom? Nie ma miejsca które mogę nazwać domem.
***
Ale po wielu godzinach w końcu udało mi się ją namówić. Całą podróż panowała cisza. June była na mnie wściekła i wiedziałem, że grozi mi śmierć nawet za zbyt głośne oddychanie. Zaparkowałem na podjeździe.
W miejscu tej starej rudery stoi teraz drewniany piętrowy domek z werandą i huśtawką. Za domem znajduje się ogród.
-Chodź, Alex- zawołała June naszego psa wchodząc do środka.
Drzwi wejściowe prowadziły do salonu z kominkiem który wciąż wymagał umeblowania. Obok znajdowała się kuchnia i jadalnia. Obok schodów na piętro znajdowała się biblioteka i gabinet. W bibliotece były schody do piwnicy. W piwnicy był magazyn na różne graty i siłownia.  Na piętrze cztery sypialnie i dwie łazienki. Większość wymagała jeszcze umeblowania ale było dobrze.
-I?
-Idź mi z tym- odpowiada z grymasem i zaczyna schodzić po schodach. Łapię ją za rękę.
-Daniel.
-June. Powiedz mi w takim razie jaki ty masz pomysł.
-Mój pomysł? Kupić mieszkanie w Ross City. Fantastyczny pomysł.
-Ale...
-Nie- wyrywa mi się.- Ja wracam. Ty rób co chcesz. Nie zależy mi.
I nim zdążę zaprotestować wychodzi nie zapominając trzasnąć drzwiami.
***
Idę najszybciej jak pozwalają mi na to chłopcy. Chodzenie w normalnym tempie wydaje się być trudne a co dopiero szybkie wychodzenie i trzaśnięcie drzwiami. Idę w tym tempie przez kilka ulic póki nie jestem pewna, że Daniel za mną nie poszedł. Zwalniam, opieram się o ścianę i próbuję złapać oddech. 
Czuję jak łzy napływają mi do oczu. Nie, nie, proszę nie. 
Idę dalej bo wiem, że jak będę tak stać to zacznę płakać. Idę do sektora Ruby. Do domu. 
Jedyne co zostało to gruzy, gruzy, gruzy i gruzy. Nikt tu nie wrócił by to posprzątać. Nikt nie buduje nic od nowa. Gdzieś w tych gruzach leży Metias. Wszystkie pamiątki po nim schowałam do pudła i wsunęłam je pod łóżko. Gdy nikt nie patrzył lubiłam wyciągać różne rzeczy i udawać, że to Metias. Czasem zakładałam jego bluzy. Teraz to wszystko gdzieś odeszło. 
Moja dusza to wrak który powoli zaczyna opadać na dno. 
Nigdy nie chciałam mieć dzieci, nigdy. Bo wtedy kiedyś musiałabym je opuścić i złamać im serce, tak jak to zrobili moi rodzice. 
Wpuszczenie Daniela do mojego życia było błędem. 
"Nie zależy mi"
Słone łzy płyną po moich policzkach. 
Ależ zależy mi.
Kocham Daniela. Podoba mi się nasz nowy dom. Będziemy mieć dwójkę chłopców. 
Z mojego gardła wydobywa się wrzask.
To właśnie jest miłość: konsekwencje. Gdy kogosz pokochasz to zacznie ci zależeć. 
Daniel musiał zapomnieć, żeby mi wybaczyć.
Ja też chcę zapomnieć. Chcę zapomnieć, że Republika była paskudnym krajem która pozbyła mnie rodziny i zmuszała do robienia strasznych rzeczy. Chcę zapomnieć o wszystkich ludziach którzy musieli zginąć. Chcę zapomnieć jak się oddycha. 
I wtedy zaczynam beczeć, bo tak naprawdę nie chcę. 
Wrak którym jest moje serce właśnie dotknął dna. 
Płaczę, bo wszystko jest do dupy.
Płaczę, bo słońce zawsze wschodzi nastepnego dnia. 
Mam nadzieję, że i tym razem nastanie świt.



Wesołych Świąt! Jeśli obchodzicie. A jeśli nie: Wesołego wolnego od szkoły! 

Dobra, mam nadzieję, że wszyscy kochacie święta tak samo jak ja. Co znaleźliście pod choinką? Książkowo, fandomowo? Wybieracie się na pasterkę?

 Chodźcie w świetle, czytajcie i polecajcie ludziom trylogię "Legenda" (i "The Young Elites" naszej kochanej Marie Lu!) i zostawiajcie komentarze ♥

(Czy będziecie tacy super i do końca roku będzie 4000 wyświetleń? Xoxo )