Każdy Dzień oznacza nowe dwadzieścia cztery godziny. Każdy Dzień sprawia, że wszystko na nowo staje się możliwe. Obojętnie czy żyjesz, czy giniesz, możesz mieć tylko jeden Dzień naraz. Czasem słońce zachodzi wcześniej. Nie ma Dnia, który trwałby wiecznie.

marca 20, 2016

Rozdział 47

Dziękuję Ci Boże, że pozwoliłeś mu żyć, słyszę swoje myśli. Nie wiem czemu tak pomyślałam. Nawet nie jestem pewna jakiemu Bogu dziękuję. 
Po licznych operacjach i zabiegach Daniel w końcu może wracać do domu. 
Do domu. 

***
-Zrobimy ci jeszcze jedno małe badanie, dobra?- Podchodzi do mnie pielęgniarka. 
-Po co? Przecież właśnie mnie wypisaliście. I zrobiliście tysiąc badań. Macie więcej mojej krwi niż ja mam. 
-Chcemy mieć pewność, że wszystko będzie dobrze. To zajmie 5 minut. 
-Jestem zdrowy jak ryba. 
-Proszę cię, Daniel. 
-Nic mi nie jest- mówię a od wiercenia mi dziury w brzuchu rozbolała mnie głowa.
-Przekonamy się. 5 minut. Jedna mała igła. Jedno prześwietlenie. 5 minut pod narkozą. 
W końcu się zgadzam. Wiem, że nie dadzą mi spokoju. Nawet jeśli nie teraz to będą dzwonić 24/7 i wysyłać tysiące listów i emaili. 
Wszystko było dokładnie tak jak powiedziała. Pięć minut. Narkoza. Prześwietlenie. Igła. 
I byłem wolny. Mogłem w końcu wrócić do domu. 

***  

Metias i John strasznie urośli. Dom się trochę zmienił. Alex nie odstępowała mnie na krok. June nie przestawała się uśmiechać. 
Wszystko wydawało się spokojne, poukładane. Może tak właśnie jest. 
Dni zaczęły mijać i zamieniały się w tygodnie. Tygodnie w miesiące. A miesiące... W lata. 
W tym roku Metias i John kończą 4 lata. Jestem z nich bardzo dumny. Chodzą do przedszkola a po południu chodzimy wszyscy na spacery. 
Lato było gorące, jedne z cieplejszych w tej dekadzie. Z Antarktydy przylecieli Tess, Eden i ich dwóletnia córeczka, Rosie. 
-jak życie?- Spytał Eden.
-Spokojne. 
-Tęsknisz za tym? 
-Za czym?
-No wiesz, za tą całą zabawą w ratowanie świata. 
-Zabawą? 
-A jak to inaczej nazwiesz? Chyba nie sądziłeś, że naprawdę możesz naprawić wszystko i wszystkich. 
-Kiedy stałeś się taki pesymistyczny, braciszku?- Pytam ze śmiechem. 
-Od kiedy Rosie za ulubione kolorowanki uważa moje projekty! Naprawdę! Idę na spotkanie z klientem, wyciągam projekty nad którymi siedzę po kilka tygodni a tam co? Serduszka i słoneczka! jeden facet myślał, że chcę mu postawić dom w kształcie serca! 
Śmieję się i wiem, że tak naprawdę Eden nie jest zły na Rosie. Właściwie to myślę, że podoba mu się to, że jego córka tak uwielbia jego pracę.
Metias i John też to uwielbiają. Godzinami mogą słuchać o tym jak to kiedyś wyglądało i jak walczyliśmy o Republikę. Ale nie wiedzą wszystkiego. Nie wiedzą, że June wsadziła mnie za kradki. Myślą, że Metias został ranny podczas misji i się wkrwawił, podczas gdy naprawdę zamordował go Thomas. Thomas był przyjacielem Metiasa który poświęcił się po jego śmierci. Myślą, że moi rodzice zginęli wiele lat później podczas ataku bombowego. Rodzice June zginęli w wypadku. John jest kapitanem statku i pływa przez cały rok. Zniekształciłem wiele rzeczy przez co trudno tu mówić o wiarygodych opowieściach. Jest w nich tylko trochę prawdy, reszte zmyśliłem albo przemilczałem. Wyidealizowałem. Legendy. 
-Daniel?- Tess wyrwała mnie z zamyślenia. 
Siedzieliśmy u nas w ogrodzie. June bawiła się z dziećmi w piaskownicy. Eden pilnował girlla. 
-Mhm?
-Możemy pogadać? 
-Taak. Coś się stało?
-Chodź do środka- powiedziała łapiąc mnie za łokieć i proawdząc do kuchni jakbym był pacjentem. A potem spojrzala na mnie TYM wzrokiem. I dotarło do mnie, że Tess chce gadać o sprawach służbowych. 
-Wczoraj byłam w szpitalu. Tak po prostu, nudziło mi się.
-Jak ci sie nudzi to idziesz to szpitala? 
-...I jedna pielięgniarka powiedziała, że nie ma za wiele roboty więc mogę iść poukładać wszystkie stare akta. Między innymi twoje. Wiem, że nie powinnam, że to tajne i w ogóle. Nielegalne...- Tess wyciągnęła brązową teczkę na widniał napis DANIEL ALTAN WING, 05/01/2115
-Ukradłaś to? 
-W sumie to to są twoje akta, a właśnie ci je oddaję, więc... Są twoją własnością.
-Boże, Tess. Czemu to zrobiłaś? 
-Bo nikt inny tego nie zrobił... Otwórz to wreszcie, świat się nie zawali!  
Więc otwarłem. Akt urodzenia, Próba, wszystkie urazy, operacje. Ostatnia kartka była datowana na trzy lata temu i była połączona spinaczem z inną kartką, z roku 2131. 
Przez chwilę wpatruję się w nią i nie wiem o co chodzi a potem sobie przypominam. 

- O co chodzi?- pytam niecierpliwie. Nie mogę odwrócić oczu od drzwi, zuepłnie jakby przez mój brak czujności miały zniknąć w ścianie. Monitor zawieszony w rogu pokazuje June siedzącą samotnie w swoim pomieszczeniu. Doktor jednakże tym razem nie wydaje się poirytowany moim zachowaniem. Wciska jakiś przycisk na ścianie i mamrocze coś o wyłączeniu dźwięku w przekazie. 
-Jak już ci mówiłem zanim wybiegłeś na zewnątrz, podczas testów przeskanowaliśmy ci mózg, by sprawdzić, czy podczas pobytu na terytorium Kolonii niczego ci tam nie wszczepiono. Nie znaleźliśmy nic, czym należałoby się martwić, ale natrafiliśmy na coś innego. 
Odwraca się, wciska klawisz na jakimś małym urządzeniu i celuje nim w stronę podświetlonego ekranu na ścianie. Ukazuje się na nim obraz mojego mózgu. marszczę brwi, gdyż niewiele z tego rozumiem. Doktor wskazuje niewielką plamkę na samym dole. 
-Dostrzegliśmy to na lewo od twojego hipokampu. Masz to od jakiegoś czasu, przypuszczalnie od paru lat i powoli się pogarsza. 
Zastanawiam się nad tym chwilę, a potem przyglądam się lekarzowi. Jego słowa wydają sie być trywialne, tym bardziej, że na zewątrz czeka na mnie Eden i wkrótce będę mógł się spotkać z June. 
-No i co z tego?
-Czy nie miewasz poważnych bólów głowy? Od niedawna bądź przez ostatnich parę lat?
Tak. Oczywiście, że miewam bóle głowy. Dręczą mnie od owej nocy kiedy to przeprowadzono na mnie testy w Centralnym Szpitalu w Los Angeles. Od owej nocy kiedy to miałem zginąć, ale zdołałem uciec. Kiwam głową. 
 Lekarz krzyżuje ramiona. 
-Wedle naszych danych, po tym, jak nie zdałeś Próby, przeprowadzono na tobie... eksperymenty. Wykonano też serię testów mózgu. Miałeś...eee...-- Lekarz pokasłuje próbując odnaleźć odpowiednie słowa.- Miałeś raczej szybko zginąć, ale jakoś przeżyłeś i wygląda na to, że efekty owych działań zaczęły wreszcie być zauważalne.
Niespodziewanie zaczyna szeptać:
-Nikt o tym nie wiem. Nawet sam Elektor nie zna prawdy. Nie chcemy, by kraj znów pogrążył się w rewolucji. Z początku sądziliśmy, że uda się wyleczyć twoją przypadłość dzięki kilku operacjom i odpowiednim lekom, ale zbadaliśmy bliżej problematyczny obszar i wiemy już, że, skaza jest tak bardzo powikłana ze zdrową tkanką hipokampu, że stabilizacja twojej sytuacji bez poważnego naruszenia możliwości kognitywnych graniczy z cudem.
Przełykam ślinę. 
-No i? Co to znaczy?
Doktor wzdycha i zdejumuje okulary. 
-To znaczy, że umierasz, Day. 
Spoglądam na skazę której kiedyś się pozbyłem. A następnie na moją nową skazę która nie jest skazą. Przeraża mnie jej wielkości. 
-Co to znaczy?
-To znaczy, że ta cholerna gra cię zniszczyła. Teoretycznie powinieneś już być martwy. 

Odgrzewany kotlet :P 
Do końca: 2 Rozdziały+ Epilog;
Potem (kilka dni po Epilogu) przez jakiś czas blog może być "nieczynny" bo będę robić tu porządki :P  
Chodźcie w świetle, czytajcie i polecajcie ludziom trylogię "Legenda" (i "The Young Elites" naszej kochanej Marie Lu!) i zostawiajcie komentarze ♥