Każdy Dzień oznacza nowe dwadzieścia cztery godziny. Każdy Dzień sprawia, że wszystko na nowo staje się możliwe. Obojętnie czy żyjesz, czy giniesz, możesz mieć tylko jeden Dzień naraz. Czasem słońce zachodzi wcześniej. Nie ma Dnia, który trwałby wiecznie.

października 06, 2015

Rozdział 26


Alex podbiegła do mnie. Dała mi łapkę na przywitanie. Pogłaskałem ją i spojrzałem na June która biegła w moim kierunku.

-Wskakuj pod prysznic bo za godzinę wylatujemy- krzyczę za nią gdy przelatuje obok mnie. Alex biegnie za June i razem wpadają prosto do szatni.

Po pięciu minutach June była już gotowa. Pojechaliśmy do naszego mieszkania i zabraliśmy nasze bagaże (oraz bagaże Alex, bo stwierdziliśmy, że nie zaufamy w tej kwestii Edenowi i Tess) i ruszyliśmy na lotnisko.

-Cały miesiąc!- June zapiszczała gdy wjechaliśmy na autostradę. Alex zaszczekała szczęśliwa z tylnego siedzenia.

***

Może zabranie Alex nie było najlepszym pomysłem. Gdy tylko weszliśmy na pokład zaczęła szczekać na jakieś starsze małżeństwo. W prawdzie udało nam się już ją uspokoić ale wciąż się w nich wpatruje i powarkuje co chwilę. Od godziny.

-Może też mają psa- szepcze June.- Albo coś do jedzenia…

-Poczekajmy może jej przejdzie…

Ale następna godzina upłynęła tak samo.

Wstałem z mojego miejsca i poszedłem w kierunku tej pary. Gdy stanąłem przy ich miejscach pochylili głowy. Zmarszczyłem brwi. Starsza pani zaczęła chichotać zupełnie jak Tess… Chwila…

-Tess?! Eden?!- Krzyknąłem ściągając im przebrania.

June odwróciła się i szybko do nas podeszła. Alex zerwała się i podbiegła do Edena.

-No… Um… Cześć?- Odezwała się Tess.

-Można wiedzieć do wy tu robicie?- Spytała June.

-Siedzimy- odpowiedział Eden.

-Tak ale co robicie w tym samolocie? Lecicie za nami do Rio?!

-Ooo… To wy też lecicie do Rio? Co za miła niespodzianka- Tess zaczęła udawać zdziwioną.

June warknęła.

-Daj spokój June, to duży hotel- mówił Eden ale June zaczęła iść już w kierunku swojego miejsca.- Nawet nas nie spotkacie!- Krzyknął za nią.

Zmierzyłem mojego brata i jego partnerkę zbrodni wzorkiem. Pokręciłem głową i wyciągnąłem portfel. Wyciągnąłem z niego parę prezerwatyw i rzuciłem na kolana Edena.

-Zajmujcie się swoimi sprawami.

Poszedłem w kierunku swojego miejsca ale zanim usiadłem odwróciłem się. Tess spoglądała na swoje buty a Eden cały czerwony chował je go kieszeni.

-Chyba do końca lotu mamy ich z głowy- powiedziałem szczerząc się do June, Odwróciłem się i zawołałem Alex.

***

-Ten hotel jest… Aż nie wiem co powiedzieć!- Krzyknęła June gdy dostaliśmy nasz pokoju.

-June Iparis brakuje słów? Ominęłaś jakiś rozdział gdy czytałaś słownik?- Zażartowałem. June odwróciła się i klepnęła mnie w ramię. Przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem namiętnie.



Cóż, nasz pokój był naprawdę olśniewający. Właściwie to apartament. W salonie były przeszklone okna z widokiem na plaże i morze. Na środku salonu było wbudowane jacuzzi. Była tutaj również nowoczesna, przestronna kuchnia oraz jadalnia z szklaną podłogą po którą zbudowano akwarium. W sypialni było ogromne łóżko. Było bardzo wygodne i zajmowało mniej więcej połowę pokoju.



Całowaliśmy się przez chwilę ale przerwała nam Alex. Stała w jadalni i szczekała na podłogę… akwarium… na ryby.

-Alex…- June uklęknęła obok niej i próbowała jej wytłumaczyć, że nic się nie stanie. Ale to nic nie pomagało. Alex szczekała i szczekała.

-Oj, psinko- June wzięła ją na ręce jak małe dziecko. Alex próbowała się wyrywać ale w końcu jakoś się uspokoiła.

-Jaki numer pokoju mają Tess i Eden?-Spytała idąc w kierunku drzwi.

-Poczekaj idę z tobą!

Weszliśmy do windy. Alex zaczęła się wyrywać June.

-Ale będziesz grzeczna?- Spojrzała na June i uspokoiła się na chwilę jakby to miało znaczyć „tak”. June postawiła Alex na nogach.

Po pięciu minutach zapukałem do pokoju numer 235. Przez chwilę nikt nie odpowiadał ale w końcu w drzwiach pojawiła się Tess.

-Macie akwarium w pokoju?- Spytała June.

-Macie akwarium w pokoju?!

-Super. Jak już tak bardzo nas kochacie i musicie wszędzie za nami latać- zacząłem.- To macie naszego psa. Ma mieć cały czas zimną wodę w misce.

-Sucha karma na śniadanie i kolacje, po dwie garście. A karma z puszki na obiad. Trzy łyżki.

-Codziennie rano biega przez godzinę.

-Po południu ma zwyczaj, że jej obdija.

-Na przykład buduje sobie fortecę z poduszek.

-Albo raz wykopała ogromną dziurę.

-Uwielbia ciasto czekoladowe.

-Właśnie przeszła szkolenie wojskowe więc czasem może chcieć was „ratować”.

-Dobra, ej- przerwała nam Tess.- To tylko pies.

-To nie tylko pies. To nasza Alex- przyznała June.

-Macie ją dobrze traktować- dodaję.

-I czasem będziemy ją odwiedzać, zabierać na plażę czy coś.

-To wszystko?- Tess wpuściła Alex do środka.- No to… Pa?

-A i jesz…- Zaczęła June ale Tess zatrzasnęła już drzwi.

***

Leżeliśmy w ogromnym łóżku w sypialni i oglądaliśmy zachód słońca.

-Jutro gdy tylko słońce wstanie idziemy na plażę, okay?- Słyszę głos June.

-Okay.

-Okay.

-Okay.


***

-Daniel? Daniel! Wstawaj!- Usłyszałem głos June.

Otworzyłem oczy. June stała już w drzwiach ubrana i z kocem pod pachą. Spojrzałem za okno. Było jeszcze ciemno.

-Która godzina?

-Około 4.

-Dlaczego…

-Idziemy na plaże!

***

Razem z usiedliśmy na piasku. Słońce powoli pojawia się na horyzoncie. Wstałem i wziąłem June za rękę. Pływaliśmy razem przez chwilę obserwując jak wschodzi słońce.



Nowy dzień. Nowe 24 godziny.


(Nie wie ktoś czy imiona: Lidia, Chionia i Thea są akceptowane przy bierzmowaniu? Niby jakieś święte albo błogosławione to są ale nie jestem pewna.)
Chodźcie w świetle, czytajcie i polecajcie ludziom trylogię "Legenda" (i "The Young Elites" naszej kochanej Marie Lu!) i zostawiajcie komentarze