Jest już ciemno
kiedy wysiadamy z pociągu w sektorze Batalla. Eden opowiada mi o
swoim nowym projekcie. Jesteśmy tutaj prawie sami.
Prawie.
W naszym kierunku
zmierza młoda dziewczyna. Eden przerywa i spogląda w jej kierunku a
wtedy i ja ją dostrzegam.
Jest piękna, ma
ciemne, długie włosy i brązowe oczy. Mam dziwne wrażenie, że to
nie pierwszy raz kiedy ją widzę.
Jednak mijamy się
bez słowa jak zwykłe obce osoby.
Nie mogę. Odwracam
się i biegnę za nią. Dziewczyna spogląda na mnie a ja ją
doganiam i staję obok niej.
-Przepraszam-
zaczynam.- Przepraszam, czy my się nie znamy?
-Nie-szepcze po
chwili.- Przykro mi.
Trochę to
niezręczne. Przeczesuję dłonią włosy i próbuję uporządkować
bajzel w mojej głowie. Skądś wiem, że ją znam. Po prostu wiem.
-Aha- odpowiadam.- A
więc przepraszam, że ci zawracam głowę. Tylko że…- co ja do
cholery robię?!- Tylko, że kogoś mi przypominasz. Jesteś pewna,
że się skądś nie znamy?
Dziewczyna milczy.
Wpatruję się w jej oczy. Moje oczy okazują się znać każdy
szczegół jej twarzy, złote plamki na brązowym tle w jej oczach.
Wydaje mi się być najbliższą osobą na świecie, chociaż jest
tak daleko.
-Skądś cię znam-
szepczę.- Spotkałem cię dawno temu. Nie wiem gdzie, ale chyba wiem
dlaczego.
-A więc dlaczego?-
Pyta.
Odkąd ją spotkałem
dziwnie się czuję. Właściwie to nie dziwnie. Przez cały mój
pobyt poza Republiką miałem wrażenie, że chodzę po ciemnym
pokoju i nie mogę znaleźć włącznika światła. Ale nagle ona się
pojawiła i wszystko stało się jaśniejsze. To takie same uczucie
jak znalezienie czegoś, co się kiedyś zgubiło. Wieki temu,
najpierw próbowało się to odszukać ale w końcu zapominało się
o tym. A potem nagle przez przypadek zawsze się to znajduje i
dopiero wtedy zdajesz sobie sprawę, jak bardzo za tym tęskniłeś.
-Przepraszam to
zabrzmi naprawdę dziwnie… Ja…- zaczynam i przerywam. Nie wiem
czemu jej to mówię.- Ja od dłuższego czasu szukam czegoś, co
chyba zgubiłem.
-Nie ma w tym nic
dziwnego- odpowiada.
Uśmiecham się.
-Gdy cię ujrzałem,
miałem wrażenie, że coś odnalazłem. Czy ty jesteś pewna… Czy
ty na pewno mnie nie znasz? A może ja znam ciebie?
Dziewczyna przez
chwilę milczy a gdy w końcu otwiera usta słyszę:
-Idę na spotkanie z
przyjaciółmi.
-Och przepraszam.-
Cholera. Odskakuję od niej jak oparzony.- Ja w sumie też. Idę
spotkać się z Ruby kogo dawno nie widziałem.
Dziewczyna otwiera
szerzej oczy.
-Czy ten ktoś ma na
imię Tess?- Pyta.
Wooa. Przez chwilę
jestem zdezorientowany ale w następnej uśmiecham się do niej. Może
faktycznie się znamy.
-Znasz ją?- Pytam.
-Tak- odpowiada.-
Mam zjeść z nią dziś obiad.
Wpatrujemy się w
siebie w milczeniu. I nagle wiem.
Nie ma dziwnych
mgieł ani nic nie dzieje się z moim wzrokiem. Po prostu nagle
wszystko uderza w moje wspomnienia i odblokowuje te których
wcześniej nie miałem. Ja… ją znam.
-Już pamiętam-
szepczę odtwarzając sobie w myślach wszystkie nasze wspólne
chwile. Wszystko zaczyna się składać w logiczną całość i
zapełniać ogromne dziury w moim sercu. I tworzą całość. Pozwala
mi posklejać szkło które dawno temu zostało rozbite.
-To ty- szepczę ze
zdumienia. To naprawdę ona.
-Czyżby?- Odpowiada
również szeptem. Jej głos drży z emocji.
-Mam nadzieję-
mówię cicho- że znów cię poznam. Jesli tego chcesz oczywiście.
Jest wokół ciebie mgła którą pragnę rozwiać.
Może na ten świat
nie jest aż tak okrutny jak go malują. Może jest coś takiego jak
przeznaczenie. Może naprawdę można dostać drugą szansę.
Czasem blizny
znikają. I wciąż wiemy, że zostaliśmy zranieni. Ale to już nie
ważne.
Pamiętam, że
kiedyś June spytała mnie co by było, gdybyśmy poznali się
inaczej. Powiedziałem jej, że wtedy ująłbym jej dłoń i się
przedstawił.
Więc dotykam jej dłoni. Ma na palcu pierścionek ze spinaczy biurowych który zrobiłem jej wieki temu. Ja swój też mam.
Więc dotykam jej dłoni. Ma na palcu pierścionek ze spinaczy biurowych który zrobiłem jej wieki temu. Ja swój też mam.
Przez nasze dłonie
przepływają wspomnienia oraz słowa których nigdy nie mieliśmy
szansy sobie powiedzieć. Nasza zerwana i podarta na milion kawałków
wieki temu więź powoli zaczyna się zrastać i oplata nasze dłonie,
jakby to miała być jakaś obietnica.
Spoglądam jej w
oczy w których tańczą łzy. Ja pewnie też mam łzy w oczach ale
średnio mnie to obchodzi.
Myślę, że to ja
powinienem wykonać ten pierwszy krok, ale to nieprawda. Pierwszy
krok należy zrobić wspólnie, bo tylko wtedy będzie się zawsze
iść razem, obok siebie a nie jedno oddzielone od drugiego.
-Cześć- mówię. -
Mam na imię Daniel.
-Cześć-
odpowiada.- Mam na imię June.