Każdy Dzień oznacza nowe dwadzieścia cztery godziny. Każdy Dzień sprawia, że wszystko na nowo staje się możliwe. Obojętnie czy żyjesz, czy giniesz, możesz mieć tylko jeden Dzień naraz. Czasem słońce zachodzi wcześniej. Nie ma Dnia, który trwałby wiecznie.

września 28, 2015

Rozdział 22

Im bliżej republiki tym moje serce zaczyna bić mocniej. I zatrzymuje się na chwilę gdy podwozie samolotu uderza o płytę lotniska. Wychodzę z samolotu i przez kilka chwil stoję w miejscu. Witaj w domu, Day myślę.
Podczas lotu zapadałem co chwilę w sen a potem znowu się z niego budziłem. Miałem pełno dziwnych snów, które prawdopodobnie były małymi urywkami z mojej przeszłości. Nie wiem czy są prawdziwe. Jest ich również za mało by cokolwiek stwierdzić. Czuję się jakbym układał puzzle z 1000 elementami, podczas gdy tak naprawdę w pudełku było ich jedynie 100. Muszę znaleźć moje zaginione puzzle.
***
Kłamstwem by było, gdybym po prostu powiedział, że nic się nie zmieniło i wszystko jest po staremu. Zmieniło się. Wiele.
Biedniejsze sektory nie są już takie biedne. Lake zostało przerobione w spokojną dzielnicę z jeziorem, motelem, restauracją, rynkiem, kilkoma sklepami oraz kilka osiedli domów rodzinnych zbudowanych z czerwonej cegły z małymi bądź większymi ogródkami. Działka na skrzyżowaniu Figueroa i Watson stoi pusta. Nie ma na nim żadnego domu, rośnie wysoka trawa oraz... niezapominajki.
Mijamy to miejsce z Edenem w milczeniu. Wiem, że tutaj zabito nasza matkę. Nie wiem kto i dlaczego ją zastrzelił. Pamiętam tylko lufę przystawioną do jej głowy i martwe oczy kilka chwil później.
Idziemy w kierunku głównego rynku. Śmieję się na widok brukowanego dziedzińca z fontanną. Panie i panowie to właśnie tutaj kiedyś odbywały się walki Skiz.
Idziemy dalej w kierunku jeziora. Powstała tutaj plaża i kilka domków letniskowych. Obok jest restauracja i motel.
Wchodzimy do środka i witamy się z recepcjonistką.
-Na jakie nazwisko rezerwacja?- Pyta kobieta.
-Wing. Daniel i Eden Wing- odpowiadam.
Kobieta spogląda na mnie.
-Czy ty nie jesteś czasem Day?
Śmieję się. Nie zaprzeczam ale i nie potwierdzam tej informacji. Jestem?
-Pokój numer 23- mówi po chwili wręczając mi klucz.- Miłego pobytu, blondynki!
***
Po rozpakowaniu się schodzimy do restauracji i jemy obiad. Po posiłku idziemy na chwilę nad jezioro. Siadamy na małym pomoście.
-Więc- zaczyna Eden.- Co sądzisz o tych... zmianach?
-Trochę to... Szokujące. Ale chyba jest dobrze.
-Trochę inaczej tu kiedyś było, nie?
-No.
Spoglądam na wodę. Jest o wiele czystsza niż kiedyś woda była w kranach. A potem z powrotem na panoramę LA na tle zachodzącego słońca.
-Eden?
-Hm?
-Chyba... Chyba zostanę tutaj na trochę. Nie wiem. Może na więcej niż trochę.
Eden spogląda na mnie.
-Jaki jest twój plan?
-Może kupię działkę na której kiedyś stał nasz dom. Może zbuduję tam coś. Może poznam tutaj kogoś. Nie wiem...
***
Wchodzimy z Edenem do jednego z większych budynków w Lake. Spoglądam na tablicę informacyjną i wchodzę po schodach na drugie piętro do skrzydła prawego. Podchodzę do starszej pani za biurkiem.
-Dzień dobry- odzywam się.
-Czego chcesz młody człowieku?- Pyta spoglądając na mnie znad komputera.
-Hm... Chciałbym kupić działkę na skrzyżowaniu Figueroa i Watson.
Odwraca ode mnie wzrok i spogląda na komputer. Jej stare palce biegają po klawiaturze szybciej niż ja w wieku piętnastu lat.
-Przykro mi, ale ta działka nie jest już na sprzedaż.
-A z kim mógłbym się skontaktować w sprawie jej ewentualnego kupna?
-Hm...
Na chwilę zapada cisza. Słyszę jak wiatrak nad moją głową się obraca. Staruszka klika coś myszką.
-Przykro mi, ale nie mogę ci podać takiej informacji.
-Ale... Dlaczego?
-Właściwie to mogę. Ale tylko jeśli znasz odpowiedź na pytanie którego autorem jest obecny właściciel działki. Takie było życzenie a klient to nasz pan.
-Dobra. Co to za pytanie?
-6822.
-John- z moich ust wydobywa się imię mojego starszego brata. Nie wiem dlaczego.
-Hm...- mruczy i kilka klika razy muszką.
Zapada cisza. Słyszę bicie własnego serca oraz cichy odgłos wydawany przez klimatyzację. Już myślę, że odpowiedziałem źle i powinienem sobie pójść kiedy staruszka otwiera usta i podaje mi imię obecnego właściciela mojego domu:
-June Iparis.
***
Gdy wracam do naszego pokoju w motelu Eden informuje mnie, że jesteśmy dzisiaj wieczorem zaproszeni do Tess.
Uśmiecham się. Nie zdawałem sobie z tego sprawy ale naprawdę tęskniłem za Tess. Nie wiem jak udało mi się bez niej przeżyć tyle czasu. Tess to moja mała siostrzyczka. No może nie już taka mała. Jest już przecież dorosła.
Ta myśl trochę mnie przygnębia. Wszystko się zmienia a ja czuję się, jakbym nie mógł ruszyć z miejsca. Zmiany są nieuniknionym elementem naszego życia. A starzy przyjaciele to idealny przykład tego, że mimo wszystko coś jednak w moim życiu się zmieniło.
Poprawiam pierścionek ze spinaczy biurowych na moim palcu a potem dotykam medalionu na mojej szyi.
Wychodząc z pokoju nie wiem jeszcze, że za kilka godzin mój cały świat się zmieni. Omal popełniłbym największy błąd mojego życia. Sekundy mnie od niego dzieliły. Ale postanowiłem zawrócić. Czasem naprawdę warto zawrócić.


Wesołego Dnia Republiki, kuzyni! Próbujcie chodzić w świetle  ♥ ♥ ♥