Właściwie to po kilkunastu dniach jest już po wszystkim. Zaatakowała nas grupa zbrojnych rebeliantów z Unii Europejskiej (chociaż trudno tu mówić o Unii bo Europa jest bliska upadkowi).
Jednak zniszczenia są ogromne. Większość LA to gruzy. Trudno znaleźć budynek któr pozostał w nienaruszonym stanie. Część ludzi się uratowała, reszta została zmieszana z gruzami.
Muszę znaleźć June. Nie mam pojęcia gdzie jest i jaki jest jej stan. Muszę też znaleźć Alex, ale o nią nie martwię się aż tak- to sprytny i wytrzymały pies, pewnie uczepiła się jakiś ratowników i pomaga wyciągać ludzi.
Słońce szykuje się do zachodu gdy podbiega do mnie jakiś nastolatek.
-Jesteś Day, prawda?- Pyta.
-Tak, o co chodzi?
-Ktoś cię szuka.
Chłopiec prowdzi mnie do Batalla. Przy jednym z namiotów czeka na mnie Eden.
-Eden! Co ty tu robisz?
-June jest z Tess na Antarktydzie.
***
Szukając June Tess natknęła się na Alex. I to Alex znalazła June. Podobno Tess doatarła do niej w ostatniej chwili. Obecnie jest w jednym z szpitali w Ross City. Jej stan się powoli polepsza.Lądujemy po klku godzinach. Eden sugeruje żebyśmy najpierw pojechali odpocząć ale zmuszam go by jechał prosto do szpitala.
***
-I jak?- Pytam Tess która własnie wyszła ze swojego gabinetu. Od godziny obserwuję śpiącą June przez szybę a Tess od godziny zakazuje mi tam wejść.-Odpuść Day, nie teraz.
-Ale...
-Nie.
-Dobra. Jaki jest jej stan?
-Mogłabym użyć wielu fachowych pojęć których i tak byś nigdy nie zrozumiał ale skrócę to do minimum: jest lepiej.
-I tyle?
-Tyle- odpowiada i próbuje odejść ale łapię ją za ramię.
-Tess...
-Teraz nie mogę Day. Takie są przepisy ale poczekaj godzinę to załatwię ci przepustkę.
***
Więc czekam godzinę. I dokładnie po godzinie idzie w moim kierunku Tess i daje pozwolenie.-Masz piętnaście minut. Tylko na tyle ci pozwolono.
Uśmiecham się do niej i wchodzę do pokoju June. Spuszczam roletę. Trochę prywatności.
Siadam na krześle obok jej łóżka.
June leży i oddycha gładko. Jej skóra ma już normalną barwę. Przez pięć minut patrzę jak śpi. Po pięciu minutach coś psuje spokój na jej twarzy więc jedną ręką gładzę ją po czole a drugą ujmuję jej dłoń chcąc przywrócić spokój na jej twarzy. Ale pod wpływem mojego dotyku June się budzi.
-Daniel?- Pyta słabo unosząc się lekko.
Nie odzywam się tylko mocno ją przytulam.
-Przepraszam, że cię zostawiłem. Chciałam wrócić. Przez cały czas myślałem tylko o tobie i czy w ogóle jeszcze żyjesz. Nie wybaczyłbym sobie gdybyś umarła tak. Sama na dole bez mnie. June tak bardzo...
-Cii- przerywa mi wtulając się w moje objęcia.
-Kocham cię- mówię całując ją w czubek głowy.
-Ja też cię kocham.
***
-Daniel?-Hm?
-Ile masz jeszcze czasu?
-Dwie minuty.
-Okay- June siada na łóżku i wpatruje się we mnie.- Musimy porozmawiać.
-O?- Pytam starając się ignorować to jak mocno bije moje serce.
-No więc...
-Więc?
-Hmjestemwciaży.
-Co?
-Jestem w ciąży i będziesz tatą.
Przez chwilę panuje całkowita cisza a potem zaczynam się śmiać. Nie wiem dlaczego ale się śmieję. Cały pokój wypełnia mój donośny śmiech.
-Dlaczego po prostu nie zabili cię na froncie?- Pyta June unoszcąc oczy ku niebu.
Siadam obok niej i mocno ją przytulam wciąż się śmiejąc.
-Ale naprawdę?
-Mhm, naprawdę.
-Nie mogę się doczekać.
-Cóż, musisz poczekać jeszcze 7 miesięcy.
-7 miesięcy poczekam.
Przepraszam za taką dłuuuuuuuuugą nieobecność. Zepsuł mi się laptop i trochę to trwało zanim pogodziłam się z faktem, że muszę go oddać do naprawy. No ale idą święta więc będzie dużo pisania :D .
A co do bloga to chciałam to zrobić już kilka rozdziałów wcześniej ale jakoś mi się nie kleiło. No więc... DUNE BĘDZIE MIEĆ DZIECI/DZIECKO, POWTARZAM, DUNE BĘDZIE MIEĆ POTOMSTWO!
Wybaczcie capslocka ale #OTP ♥♥♥♥♥♥
A bad news jest taki, że mój fanfik jest bliżej końca niż początku...
Chodźcie w świetle, czytajcie i polecajcie ludziom trylogię "Legenda" (i "The Young Elites" naszej kochanej Marie Lu!) i zostawiajcie komentarze ♥
PS. Wybaczcie mi błędy ale nie mam teraz języka polskiego na laptopie więc tak jakby wszystko mam podkreślone czerwoną falowaną linią xD