Każdy Dzień oznacza nowe dwadzieścia cztery godziny. Każdy Dzień sprawia, że wszystko na nowo staje się możliwe. Obojętnie czy żyjesz, czy giniesz, możesz mieć tylko jeden Dzień naraz. Czasem słońce zachodzi wcześniej. Nie ma Dnia, który trwałby wiecznie.

października 12, 2015

Rozdział 27


-Która godzina?- Spytała w końcu June.

-Nie wiem- odpowiedziałem bawiąc się jej włosami.- Koło południa.

-Nie chcę wstawać.

-Mm… Ja też.

Wróciliśmy do naszego apartamentu o piątej rano. Opuściliśmy imprezę na plaży o trzeciej ale zdecydowaliśmy jeszcze pozwiedzać miasto. Wróciliśmy dwie godziny później i żadne z nas nie potrafiło zasnąć jeszcze przez jakąś godzinę.

-Może po prostu zostaniemy w łóżku przez cały dzień?- Zaproponowałem.

-Kocham cię- zamruczała.

Całowaliśmy się przez kilka minut kiedy zadzwonił telefon. June oderwała się ode mnie ale ja nie chciałem przestać. Moje wargi zaczęły ślizgać się po jej szyi.

-Halo?- Powiedziała do telefonu nie zbyt odpowiednim tonem.

Nie wiem co powiedziała osoba która do niej zadzwoniła ale sekundę później June zerwała się jak oparzona.

-Ja… To znaczy- zaczęła się tłumaczyć rzucając we mnie poduszką.- Anden… To znaczy Elektorze…- O kurde.- Czemu zawdzięczam twój telefon?

June wyszła z pokoju więc nie mogłem usłyszeć reszty rozmowy. Wiem jedno: nie była to miła rozmowa bo gdy kilka minut później wróciła nie była już tak szczęśliwa jak przedtem.

-Zostałaś zwolniona?- Spytałem.

-Nie- spojrzała na mnie smutnym wzrokiem.- Mam misję.

-Przecież masz wolne…

-Polecenie Elektora. Musimy zakończyć nasz miesiąc miodowy trochę wcześniej…

-Kiedy wylatujesz? I gdzie?

-Do Afryki…- Zrobiła pauzę.- Dzisiaj wieczorem.

Wbiłem wzrok w podłogę i pokiwałem lekko głową.
-Pójdę nas wymeldować.
***

une pomachała Tess i Edenowi. Zajęliśmy miejsca w samolocie. Pierwsze minuty lotu upłynęły w ciszy. Alex spokojnie leżała pod naszymi stopami.

-Ja- zaczęła wolno June.- Przepraszam. Totalnie zepsułam nasz miesiąc miodowy..

-To nie twoja wina- powiedziałem delikatnie ściskając jej dłoń.

June przytuliła się do mnie.
-Nie wiem jak bez ciebie przetrwam te kilka dni...

***

-IPARIS!- Zawołał Anden.  June była już w drodze do samolotu gdy nagle zawróciła i zaczęła biegnąć w moją stronę. Zatrzymała się gdy usłyszała głos Andena.
-Wing, Elektorze- powiedziała. Anden obrzucił mnie lodowatym spojrzeniem.

June wskoczyła w moje ramiona.

-Kocham cię, okay?- powiedziała między pocałunkami.

-Ja też cię kocham. Bądź ostrożna, okay? Nie wiem co zrobię jak coś ci się stanie. Kochasz mnie?

-Tak.

-Więc zrób coś dla mnie. Wróć, jeśli kochasz.

-Wrócę.

Odprowadzam ją wzrokiem. Chcę za nią krzyknąć, że ma wrócić żywa ale jest już zbyt daleko.


No więc zepsuł mi się laptop ale już działa xD Następne rozdziały będą o wiele dłuższe i będzie się więcej działo.
Chodźcie w świetle, czytajcie i polecajcie ludziom trylogię "Legenda" (i "The Young Elites" naszej kochanej Marie Lu!) i zostawiajcie komentarze
 
(Ktoś może wybiera się na spotkanie z Veronicą Roth, autorką "Niezgodnej" i przyjaciółką Marie Lu, w Wawie 12 grudnia? Ja na 80% tak )