Każdy Dzień oznacza nowe dwadzieścia cztery godziny. Każdy Dzień sprawia, że wszystko na nowo staje się możliwe. Obojętnie czy żyjesz, czy giniesz, możesz mieć tylko jeden Dzień naraz. Czasem słońce zachodzi wcześniej. Nie ma Dnia, który trwałby wiecznie.

października 23, 2015

Rozdział 29


-Wszystko dobrze?- Spytałem June.
-Tak, jest świetnie- odpowiedziała uśmiechając się lekko. Dwa dni temu wróciła ze szpitalu. Prawdę mówiąc zachowuje się trochę dziwnie. Ale nie mogę jej za to obwiniać. Jako jedyna przeżyła z swojego oddziału.
-Zrobię herbatę- zaproponowała. Przez chwilę siedziałem w milczeniu na kanapie gdy nagle powietrze przeszył jej krzyk.
-June!- Zawołałem wbiegając do kuchni. Na podłodze był rozlany wrzątek i stłuczone szkło. June siedziała po środku tego bałaganu z poparzoną noga i szkłem wbitym w ręce i twarz.
-O Boże- wziąłem ją na ręce i posadziłem na krześle. Zmoczyłem ręcznik zimną wodą i owinąłem go wokół jej nogi.
Wytarłem wrzątek i pozbierałem szkło. Usiadłem naprzeciwko June i spojrzałem na nią. Jeden z odłamków szkła wbił się tuż pod jej okiem. Z rany skapywała kropla krwi, co wyglądało tak jakby z jej oczu zamiast łez płynęła krew.
-June…- Szepnąłem wycierając kroplę. Wtem zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Mam waszego psa- powiedziała Tess. Weszła do środka i zawołała Alex.
Alex zaczęła warczeć i nie chciała wejść do środka.
-Dobra. Po prostu zostawmy otwarte drzwi. Wejdzie za chwilę. Tess… potrzebuję twojej pomocy.
Zaprowadziłem ją do kuchni June nie siedziała już na krześle. Jak gdyby nigdy nic nalewała wody do szklanki.
-O, cześć J...- powiedziała radośnie. Na dźwięk jej głosu June odwróciła się na pięcie.- JUNE! O MÓJ BOŻE! CO SIĘ STAŁO?!
***


-To do niej nie podobne- szepcze Tess. Siedzimy w kuchni a June leży na kanapie w salonie.

-To pewnie jakiś rodzaj traumy powypadkowej. W końcu tylko ona przeżyła… To znaczy, prawie wykrwawiła się na śmierć, sekundy dzieliły ją od kopnięcia w kalendarz ale… Żyje. Wróciła. Ale tak jakby to już nie była ona.

-Może jakaś terapia?

-Wątpię by to zadziałało. Wątpię by w ogóle na to poszła.

-Ale myślę, że to jedyne wyjście… Z jaką siłą musisz walnąć szkłem o ziemię aby rozbiło się na drobny mak?

-Chyba nie sugerujesz, że…

-Tak, właśnie to mam na myśli.

-June nigdy by się nie zabiła. Każde zło jakiego doświadczyła uczyniło ją silniejszą przez co jest niemal niezniszczalna.

-Każdy ma granice- Tess spogląda na mnie z śmiertelną powagą.- Nie wiemy co dokładnie stało się w Afryce. Może… Może June właśnie przekracza granice. Może coś ją zabija.

-Tess- zaczynam ale nie wiem co powiedzieć.

Zapada cisza. Nagle do kuchni wchodzi June.

-Nie umiem spać- skarży się wyciągając spirytus z szafki. Następnie wyciąga pudełko tabletek nasenny.

-June, to nie jest butelka z wodą- mówię poważnym głosem.

-Och, racja- śmieje się nerwowo.

-June, ja to zrobię. Mam doświadczenie- Tess wstaje, nalewa wody do szklanki i podaje jej jedną tabletkę.

-Jedna wystarczy?

-To BARDZO silny środek nasenny. Będziesz spać po nim jakieś osiem godzin.

June połyka tabletkę i idzie do sypialni. Odprowadzam ją i przykrywam kołdrą gdy się kładzie.

-Dobranoc- mówię całując ją w czoło.

Chciałbym, aby to była dobra noc. Chciałbym aby June była dawną June. Tess ma rację. Coś jest nie tak. Potrzebuję odpowiedzi nim dojdzie do czegoś naprawdę złego.

Króciuteńki rozdzialik... I tak wiem, że obiecałam dodać wcześniej ale cały poprzedni weekend czytałam instrukcje z Ikei a w tygodniu miałam kilka sprawdzianów, kartkówek itp. itd. dziennie + muszę jeszcze chodzić na różańce bo bierzmowanie xD... Ogólnie to chodziłam spać po północy a budzik miałam na 6:00-6:30 ;_;
Good news: Mam wenę i napiszę dzisiaj kilka rozdziałów. Może nawet dodam jakiś. I chyba zacznę pisać nowe opowiadanie... Inspirując się Pretty Little Liars... Nie fanfik o PLL tylko po prostu opowiadanie w ten deseń o kłamstwach itp. Ktoś tu lubi Kłamczuchy?
xoxo -Iparis
Chodźcie w świetle, czytajcie i polecajcie ludziom trylogię "Legenda" (i "The Young Elites" naszej kochanej Marie Lu!) i zostawiajcie komentarze